Artykuły z działu

Przeglądasz dział TARGI (id:44)
w numerze 06/2008 (id:70)

Ilość artykułów w dziale: 3

Baselworld 2008 bije wszelkie rekordy

Tegoroczna edycja targów Baselworld (3-10.04) okazała się rekordowa: w ciągu ośmiu wyjątkowo udanych dni ofertę 2087 wystawców z 45 krajów obejrzało 106 800 osób (+5%). Tym samym impreza nie tylko spełniła, ale wręcz przewyższyła pokładane w niej nadzieje.


Rekordowy eksport Na sukces targów niewątpliwy wpływ miały także rekordowe wyniki szwajcarskiej branży zegarmistrzowskiej: wartość eksportu osiągnęła ponad 16 mld CHF, tj. o 16% więcej niż w roku poprzednim i w sumie ponad 50% w ciągu ostatnich czterech lat. Co więcej, już pierwsze dwa miesiące tego roku okazały się wyjątkowo dobre: wartość eksportu szwajcarskich zegarków wzrosła w tym okresie o 20,6% w porównaniu z adekwatnym okresem roku poprzedniego.

Wyjątkowo pożądane są modele mechaniczne w cenie powyżej 3000 CHF. Producenci mechanizmów nie nadążają z realizacją zamówień, podobnie zresztą jak i firmy zegarmistrzowskie, które są już na granicy swych możliwości produkcyjnych. Co ciekawe, dotychczasowi najwięksi odbiorcy zegarków szwajcarskich, czyli USA i Hongkong zostały zdetronizowane przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, Singapur i Chiny, których import wzrósł w styczniu i lutym 2008 roku o 50-70%. To właśnie z tych krajów – ale także i ze wschodzących rynków: Rosji, Ukrainy i Indii – przybyło znacznie więcej odwiedzających, zainteresowanych nie tylko oglądaniem, ale i kupowaniem.

Kurs na luksus

Nic więc dziwnego, że na targach Baselworld największym powodzeniem cieszyły się produkty drogie i luksusowe. Jak twierdzi zarząd targów, wiele firm właśnie tutaj w ciągu ośmiu dni wypracowuje nawet 90% swoich rocznych obrotów! Ale niestety każdy kij ma dwa końce. Wzmożone zainteresowanie luksusem spowodowało widoczny odpływ klienteli ze średniego sektora cenowego, a jego przedstawiciele narzekali na brak zainteresowania i mówili nawet o kiepskich biznesach. Szczególnie producenci biżuterii bez silnych, znanych marek o światowym zasięgu czuli się zepchnięci do gorszej kategorii wystawców.

Wygląda więc na to, że strategia targów w Bazylei opiera się przede wszystkim na producentach z sektora luksusowego i jest im w stanie zapewnić jak najlepsze warunki wystawiennicze. Potwierdza to “przeprowadzka” wystawców oferujących maszyny i narzędzia z hali 2. do 3. na trzecie piętro, gdzie – mimo dobrego oznakowania – dotarło niewielu kupców. Ale to nie jedyna zmiana. Aby zaspokoić zapotrzebowanie wystawców z sektora zegarkowego na coraz większe powierzchnie, organizator dokonał istotnych zmian w strukturze hal, całkowicie reorganizując halę 2. i tworząc tam “Hall of Fascinations”.

Lepszych możliwości wystawienniczych oczekują także producenci biżuterii, dla których rozszerzono “Hall of Visions” i stworzono tam specjalną platformę do prezentacji dla prestiżowych marek jubilerskich. Nowa koncepcja “Hall of Impressions” w hali 3. pozwoliła na wygospodarowanie dodatkowych 8 500 m2, na których w wielkim stylu mogli się prezentować producenci biżuterii. Targi Baselworld są istotnym czynnikiem rozwoju branży dóbr luksusowych i – jak podkreśla sam organizator – wielu wystawców chce swą aktywność wystawienniczą skoncentrować właśnie na tej imprezie. Messe Basel stara się wyjść tym oczekiwaniom naprzeciw i dokłada wszelkich starań, by stworzyć odpowiednie otoczenie dla prezentacji prestiżowych marek jubilerskich i zegarkowych oraz aby miejsce przydzielone na targach odzwierciedlało także pozycję danej marki na światowym rynku.

Kupcom i dziennikarzom się podoba

Ankieta przeprowadzona wśród odwiedzających targi pokazała, że aż 97% pytanych ocenia imprezę dobrze, bardzo dobrze i celująco. 72% z nich już teraz zdeklarowało swój udział w targach w przyszłym roku. Baselworld cieszy się ogromnym zainteresowaniem także ze strony dziennikarzy – w tym roku akredytowało się 2981 dziennikarzy (+8%), co dodatkowo podkreśla istotną rolę, jaką targi odgrywają w branży dóbr luksusowych. Chyba wszystkie ważne magazyny branżowe, lifestyleŐowe, prasa codzienna i media internetowe donosiły o prezentowanych w Bazylei produktach i nowościach.

Quo vadis Baselworld?

Jacques Duchůne, przewodniczący Rady Wystawców targów Baselworld, w swojej przemowie na otwarciu, mimo bezsprzecznie fantastycznych wyników i stale dobrej sytuacji rynkowej, podzielił się swoimi obawami o przyszłość branży w świetle informacji o kryzysie w USA. Jego zdaniem nawet szwajcarski przemysł zegarkowy może odczuć jego skutki, dlatego należy pozostać ostrożnym oraz rozsądnie planować rozwój firmy: “Obecna sytuacja może okazać się trudna zarówno dla dostawców, jak i klientów.

Z jednej strony nasze firmy rozwijają się i wymagają coraz większych nakładów inwestycyjnych, podczas gdy okres produkcji wydłuża się, a liczba dostępnych na rynku fachowych pracowników topnieje. Z drugiej zaś strony istnieje spore zagrożenie kryzysem, który i nas może dotknąć. Dlatego musimy jakoś te dwa sprzeczne zagadnienia połączyć. Na szczęście nie dotarliśmy jeszcze do tego miejsca”. Kolejne 37. targi Baselworld odbędą się w dniach 26.03-02.04.2009. Przekonamy się, czy i na ile przepowiadany kryzys osłabi podstawy egzystencji zarówno samej imprezy, jak i światowej branży zegarmistrzowsko-jubilerskiej. I czy obrany przez organizatora kurs na luksus pozwoli po raz kolejny pobić dotychczasowe rekordy.

A.S.

VicenzaOro Spring – urok nowości czy starzy znajomi?

Jeśli komuś, kto od lat jeździ na targi do Vicenzy, wydawało się, że ta odbywająca się trzy razy do roku impreza niczym go już nie zaskoczy – mylił się bardzo. Tegoroczna majowa edycja targów VicenzaOro odbywająca się w dniach od 17 do 21 maja nosiła specjalną nazwę Charm. Można to łatwo i wprost przetłumaczyć jako wdzięk lub szyk, ale już zagłębiając się w ideę, którą chyba chcieli przekazać nam organizatorzy, można dojść do wniosku, że nowe sublogo Vicenzy ma sugerować inny wymiar, nową jakość branżowej imprezy, która ma nas oczarować, zachwycić i zauroczyć.


Czy było czym? Opinie osób, z którymi rozmawiałam w czasie targów, były różne. Najpierw jednak spróbujmy zrozumieć samą ideę nowej wersji tej jednej z większych branżowych imprez jubilerskich na świecie. Otóż oprócz wspomnianego wcześniej nowego sublogo dla majowej edycji, organizatorzy równie szeroko nagłaśniali hasło “Nothing as before”. Lecz myliłby się ten, kto oczekiwałby, że hasło to zostanie bezkrytycznie wprowadzone w życie i po wejściu do hal znajdzie się w kompletnie innym świecie.

Nic z tych rzeczy – Vicenza nadal pozostała przede wszystkim miejscem spotkania kupujących ze sprzedającymi. I to dobrze. Ale w założeniu organizatorów ma też być bardziej niż dotychczas platformą wymiany opinii i myśli – nie tylko tej jubilerskiej. Majowa Vicenza Charm ma być miejscem spotkania projektantów, wizjonerów, kreatorów i wszystkich tych, którzy nadają rytm i kierunek modzie, w tym modzie jubilerskiej w szczególności.

Glamroom

A temu zwłaszcza miała posłużyć zaprojektowana przez Aldo Cibic niezwykła platforma “Glamroom”. W sensie dosłownym była to wydzielona w dwóch halach w głównych przejściach wspólna przestrzeń, na której wystawiały się firmy o nietypowej, zaskakującej stylistyce biżuterii. Przy czym warto od razu zaznaczyć, że dla większości z nich nie były to pierwsze targi; zazwyczaj firmy te spotykało się już od wielu lat w innych halach.

A więc targi postanowiły, ze względu na unikatowość projektów, użytych surowców czy też technik, właśnie te firmy bardziej uhonorować, niejako wyłuskać z tłumu typowych, oferujących standardową biżuterię. Jednak zasady, jakie przyświecały tym wyborom, nie do końca są jasne – czy był to rodzaj konkursu, czy też propozycji ze strony targów? Czy wiązało się to z dodatkowymi opłatami, czy raczej targi honorowały te firmy eksponowanym miejscem w ramach tej samej opłaty, pozostaje tajemnicą.

Włoski przemysł jubilerski jest skoncentrowany w kilku rejonach produkcyjnych w okolicy takich miast jak: Arezzo, Vicenza, Valenza Po, Neapol, Mediolan, które plasują się w światowej czołówce w branży obróbki złota i produkcji biżuterii. Sektor ten, obejmujący ponad 11 550 firm i 50 000 pracowników, jest istotną gałęzią włoskiej gospodarki. Obroty w roku 2007 osiągnęły poziom 6,2 miliardów euro.

Obecnie przemysł złotniczy we Włoszech przetwarza około 500 ton złota rocznie, czyli jedną piątą czystego złota wprowadzanego na rynki światowe, i trzy czwarte czystego złota wprowadzanego na rynki europejskie, plasując się w ścisłej czołówce w światowym rankingu dostawców. Dzięki wysokiej jakości produktów, niepowtarzalnemu wzornictwu, innowacyjnym wyrobom i stosowanym technologiom Włochy zachowują pozycję lidera na międzynarodowych rynkach, pomimo ciągłego wzrostu cen złota oraz konkurencji ze strony nowych producentów prowadzących agresywną politykę cenową, bazującą na bardzo niskich kosztach pracy.

Mnie szczególnie ujęła sama nazwa tego obszaru – Glamroom. Przywodzi na myśl ideę showroomu, gdzie styliści, a więc osoby mające niewątpliwy wpływ na kreowanie mody, mogą dowolnie łączyć, zestawiać i wybierać oferowane przez producentów wyroby z dziedziny szeroko pojętej mody (ubrania, buty, torebki czy wreszcie biżuteria).

Z drugiej zaś strony początek tego niezwykle pojemnego wyrazu ma niewątpliwie swoje korzenie w słowie glamour. A to kojarzy się przede wszystkim z przepychem, blaskiem, a nawet swego rodzaju światłem i promieniowaniem rzeczy lśniących, błyszczących, modnych i szykownych zarazem. Glamroom będzie także kontynuowany podczas wrześniowej edycji, tym razem – uwaga – jako cały odrębny pawilon L, w którym dotychczas wystawiane były maszyny i urządzenia produkcyjne.

Na ponad 2500 m2 wystawiać się będzie 125 firm, których cechą wspólną ma być oryginalność, autentyczność, technologiczna innowacyjność w procesie produkcyjnym, jak i w jakości dla firmy i klienta. Dodatkowo, na koniec towarzyszących Glamroom imprez, wybranych zostanie przez jury 15 firm z najlepszymi kolekcjami i produktami, które to firmy podczas kolejnej, wtedy już styczniowej 2009, edycji będą miały pierwszeństwo przy prezentacji swojej oferty. Tu warto dodać, że każda kolejna edycja ma zaplanowane swoje nazwy. I tak, poza wspomnianym majowym Charm, wrzesień zaplanowany jest jako “Choice”, a styczeń jako “First”. Dla każdej z imprez zaprojektowano odrębne logo i tylko nasuwa się wątpliwość, czy aby nie za dużo w tym marketingowych zabiegów, ładnie brzmiących nazw i być może pustych deklaracji?

Trendy we wzornictwie

Targi to jednak przede wszystkim czas spotkania ludzi z branży, spotkania sprzedających z kupującymi i, nie oszukujmy się, to również czas podglądania nawzajem najnowszych trendów i kierunków, w które zmierza wzornictwo jubilerskie. Szczególnie to włoskie, jako że od lat jest ono niezaprzeczalnie w czołówce wyznaczających trendy na najbliższe sezony. Nie inaczej było tym razem. Przepych, bogactwo kolorów, ale i swego rodzaju monochromatyczność onyksowej czerni w połączeniu ze srebrem, a także widoczne poszukiwanie przez producentów sposobów na drożejący surowiec – to najważniejsze nurty, które można było wyodrębnić na tej edycji targów.

Ten ostatni kierunek nigdy bodaj nie był aż tak mocno reprezentowany, ale też pamiętajmy, że branża przygotowuje się właśnie do najgorętszego okresu w roku, więc zawczasu trzeba mieć pomysł na drożejące złoto. Jaki? Najlepiej sprytny, czyli pokazujący dużo za niewiele. A że nie można w nieskończoność ograniczać wagi wyrobu, producenci proponują coraz więcej wzorów łączących srebro ze złotem albo w postaci pokrywania powierzchni szlachetniejszym z kruszców (złoto na srebro), albo też poprzez wypełnianie srebrem wyrobów złotych, stosunkowo dużych, w których dalsze ograniczanie grubości złota grozi utratą jakości. Z kolei bardziej modowe nurty wiążą się przede wszystkim z kolorem.

Majowe targi mieniły się wszelkimi odcieniami kolorów naturalnych kamieni niczym prawdziwy glamourÉ Były więc opale, agaty, szafiry i ametysty, rubiny i szmaragdy oraz jak zawsze w dużej ilości perły i onyksy. Kto chce, może próbować pokusić się o odnajdywanie konkretnych pomysłów, ale tak naprawdę wszelkie chwyty dozwolone i wszystko, co w modzie już było, jest nadal lub powraca na nowo. A więc zabawa formą, kolorem lub jego brakiem oraz solidna praca nad kosztami produkcji poprzez ograniczanie ilości używanego złota. A same targi Vicenza Charm? Zobaczymy – na pewno czas na podsumowania efektów działań organizatorów jeszcze przed nami, na pewno warto już teraz dokładnie przyglądać się kolejnym edycjom, aby samemu ocenić, czy “nothing as before” zaliczyć można do pozytywnych zmian i trwałych trendów wywierających faktyczny wpływ na branżę.

Na razie, przynajmniej w szeroko głoszonych deklaracjach, najbardziej przypomina to kierunek, w jakim konsekwentnie zmierzają targi monachijskie, które ze swoją halą projektantów od lat inspirują i wyznaczają jubilerskie trendy. Być może więc dla wystawców, którzy narzekają na coraz wyższe koszty i roszczeniową postawę organizatorów, nowa formuła targów okaże się na tyle atrakcyjna, że zatrzyma rezygnujących od lat z wystawiania się.

Wtedy nawet te z firm, które dzisiaj wolą bezpośrednie spotkania z klientami, powrócą na targi, bo będzie to prestiżowe wydarzenie. Bo sam fakt zaistnienia w galerii Glamroom będzie świadczył o uznaniu w branży. Ale stać się tak może tylko wtedy, jeśli w parze z tymi wszystkimi deklaracjami będą szły rzeczywiste działania targów. Takie działania, które faktycznie będą wspierały i pomagały artystom nowym i nieznanym lub firmom, być może dziś niewielkim, ale mającym ciekawy pomysł na biżuterię. Przed nami wrzesień i najgorętszy czas dla naszej branży. Trzymajmy zatem kciuki za targi i pozytywne efekty tych zmian, bo mogą one poprawić również naszą pracę.

Magdalena Kwapińska
Kierownik ds. zakupu W.KRUK

Ukraina – obiecująca niewiadoma

Targi Jeweller Expo Ukraine rokrocznie skupiają coraz większą liczbę wystawców i zwiedzających. Ostatnia edycja zamknęła się liczbą 308 wystawców prezentujących biżuterię oraz 35 uczestników oferujących maszyny i narzędzia do produkcji jubilerskiej. Rynek ten jest łakomym kąskiem nie tylko dla polskich producentów biżuterii.

Wielu z naszych krajowych producentów, stojąc w obliczu niskiego kursu walut, a tym samym malejącej opłacalności prowadzenia interesów z partnerami z krajów strefy euro czy dolara, szuka nowych możliwości – nowych sposobów na zapełnienie luki powstałej po rozwiązanych kontraktach z szeroko pojętym Zachodem. Polski rynek stracił wiele ze swojej atrakcyjności. Nie jest z pewnością mniej chłonny, jednak przestał tak intensywnie przyjmować rodzimą produkcję.

Duży w tym udział rosnących kosztów produkcji, jednak kto wie, czy nie bardziej przyczyniają się do tego stanu rzeczy aktywni importerzy. Niezależnie od przyczyn polski wytwórca chcąc utrzymać się na rynku, zmuszony jest do ciągłych poszukiwań nowego klienta, rozpoczynając zwykle od obszarów najbliższych. Idealna do takich eksploracji wydaje się być Ukraina – blisko położona i jeszcze nieznana. Najpierw na targi Artykuł ten i całą związaną z nim dyskusję zapoczątkowała grupa polskich producentów, którzy nie czekając na wzrost siły nabywczej klienta zachodniego, skierowali swoją uwagę właśnie na Ukrainę.

Okazją ku temu była wiosenna edycja odbywających się w Kijowie targów Jeweller Expo Ukraine 2008. Targi te zostały zorganizowane już po raz piętnasty, choć niektórzy odkrywają je dopiero teraz. Zainteresowanie nimi z pewnością będzie w Polsce nadal rosło, m.in. także dzięki działaniom marketingowym organizatorów imprezy oraz zachęcającym komentarzom zarówno uczestników, jak i gości kijowskiego kompleksu wystawienniczego Expo Plaza. Kolejne targi w stolicy Ukrainy odbędą się już w listopadzie bieżącego roku, tym bardziej warto poznać kilka faktów związanych z tą imprezą.

Obecność na niej, w charakterze gościa, to pierwszy krok i zarazem najprostsza możliwość nawiązania polsko-ukraińskiej kooperacji. Kijowskie targi rokrocznie skupiają coraz większą liczbę wystawców i zwiedzających. Ostatnia edycja zamknęła się liczbą 308 wystawców prezentujących biżuterię oraz 35 uczestników oferujących maszyny i narzędzia do produkcji jubilerskiej. Już drugi rok z kolei wystawa odbywała się w dwóch nowych, nowoczesnych i dobrze przystosowanych zarówno do potrzeb wystawców, jak i zwiedzających halach. Łączna powierzchnia wystawowa stanowiła 14 100 m2, z czego na samą biżuterię przypadło aż 13 500 m2.

Jeszcze bardziej obiecująco przedstawiają się statystyki dotyczące odwiedzających: przez cztery dni wystawy zarejestrowano 23 000 osób z 33 innych państw świata. Największe grupy zagranicznych gości pochodziły z Rosji i dawnych republik radzieckich oraz Izraela, Indii, Chin, Turcji, Czech i Polski. Co ważne, 41% zarejestrowanych było związanych zawodowo z branżą, co sprawia, że kijowskie targi nie są jedynie jarmarkiem – okazją do tańszego zakupu wyrobów jubilerskich dla osób prywatnych, ale realnym forum łączącym specjalistów związanych z handlem, produkcją i techniką jubilerską.

Organizatorzy kijowskich targów rokrocznie zwiększają powierzchnię targową – od 2005 roku wzrosła ona ponad dwukrotnie, z 6 000 m2 do około 14 000 m2. Wzrost ten zbiegł się w 2007 roku z oddaniem do użytku nowej hali wystawowej. Jednocześnie sukcesywnie poprawia się standard obsługi uczestników imprezy, a także łatwość, z jaką zamówić można własne stoisko. Niestety, koszty udziału nie przedstawiają się zbyt atrakcyjnie i są porównywalne z kosztami wystawiania na VicenzaOro czy inhorgencie.

Ukraina złotem płynąca

Do podjęcia decyzji o wejściu na nowy rynek niezbędna jest wiedza o skali produkcji biżuterii na Ukrainie. Pewne fakty z tym związane mogą stanowić dla nas niemałe zaskoczenie. Szczegółowe dane dotyczące produkcji w 2007 roku kształtują się następująco: łączna produkcja wyrobów w roku 2007 zamknęła się wynikiem 72,6 ton. Jest to 9-procentowy wzrost w stosunku do roku 2006. W tym samym czasie na Ukrainę sprowadzono z zagranicy 1,9 mln sztuk biżuterii o łącznej masie 9,93 ton.

W tej dziedzinie zmiana do roku poprzedniego określana była jako wzrost udziału biżuterii importowanej do biżuterii produkowanej na Ukrainie z 11,4% do 13,6% pod względem masy wyrobów gotowych i z 7,7% do 9,2% pod względem liczby sztuk gotowej biżuterii. Jak widać, ilość sprzedawanej biżuterii jest ogromna, a z prognoz wynika, że apetyt konsumentów nie maleje. To zdecydowanie dobry znak dla potencjalnych inwestorów. Niewielki udział wyrobów srebrnych w ogólnym obrocie oraz dużo mniejsza liczebność zakładów zajmującym się obróbką tego kruszcu mogłaby być dla wielu polskich “srebrników” ogromną zachętą do rozpoczęcia biznesowej przygody za wschodnią granicą.

W roku 2007 wyprodukowano 33,3 ton wyrobów srebrnych w ilości 5,6 mln sztuk. Jeśli zestawimy te dane z udziałem wyrobów złotych – odpowiednio 14,7 mln sztuk i 39,3 ton – otrzymujemy jasny komunikat o jeszcze nie marginalnej, lecz na pewno drugoplanowej pozycji srebra na Ukrainie. Myli się jednak ten, kto myśli, że jest to jedynie wynik zaniedbań osób pracujących z tym metalem. Po prostu na Ukrainie, tak samo jak w Rosji, klient preferuje biżuterię złotą jako przedstawiającą największą wartość i naprawdę trudno zmienić ten sposób myślenia. Wiedzą o tym dostawcy z Turcji i Włoch, którzy nie od dziś próbują wykroić coś dla siebie z tego dużego tortu.

Nadmienić należy, że wśród złotych produktów dominuje próba 585 – tak ocechowane są aż 32 tony wyrobów. Następne pod względem produkcji jest złoto próby 750, jednak jego ilość włączona do obrotu to jedynie 137 kg. Wyroby próby 500, 375, 958, 999 to zdecydowanie margines. Warto także zwrócić uwagę na liczbę zarejestrowanych firm z koncesją na produkcję jubilerską oraz zmiany w liczbie producentów w stosunku do roku 2006. W ubiegłym roku rządowa służba probiercza na Ukrainie certyfikowała 1067 firm, rok wcześniej 987, zatem wzrost wyniósł 8%. Ważniejsze jest jednak to, że wśród kilkudziesięciu największych producentów wytwarzających w sumie połowę całej rocznej produkcji nie odnotowano znaczących zmian, jeżeli chodzi o zakończenie lub rozpoczęcie działalności.

Wszystko wygląda obiecująco…

Ogólny obraz, z którym opuścimy Kijów po wizycie na targach, zachęca do rozpoczęcia współpracy z naszymi wschodnimi sąsiadami. Dlaczego więc wystawców z Polski można było w tym roku policzyć na palcach jednej ręki? Po pierwsze, Ukraina to w dalszym ciągu dla wielu z nas wielka niewiadoma. Do dziś funkcjonuje stereotypowe myślenie o tej części Europy, a docierające stamtąd informacje zawierają zwykle dużą dawkę emocji i są przekazywane przez osoby okazjonalnie odwiedzające ten kraj.

Często są one nieprawdziwe i niepotrzebnie wstrzymują potencjalnych chętnych przed podjęciem współpracy. Prawda jest jednak zgoła inna – przekonał się o tym ten, kto miał okazję osobiście odwiedzić Ukrainę i poznać sposób działania, organizację tamtejszych zakładów i poziom reprezentowany przez tamtejszych kontrahentów. Wielu z nich, szczególnie tych większych, korzysta z najnowocześniejszych rozwiązań w zakresie techniki jubilerskiej. W dziedzinie wzornictwa również nie można im wiele zarzucić, gdyż pomysły na własne wyroby są na bieżąco zestawiane z aktualnymi trendami.

Organizacja ich wytwórni nie odbiega od stosowanej na Zachodzie, a oni sami od dawna prowadzą interesy wykraczające daleko poza granice własnego kraju. Zwykle to Rosjanie i Ukraińcy stanowią dość liczną grupę odwiedzających imprezy w Vincenzy, Monachium, Bazylei a coraz częściej również w Istambule i Hongkongu. Są więc partnerami jak najbardziej przygotowanymi i doświadczonymi w zakresie międzynarodowej współpracy. Przyczyna skromnej wymiany handlowej między Polską a Ukrainą leży prawdopodobnie w skostniałych instytucjach państwowych i gąszczu przepisów prawnych dotyczących obrotu biżuterią. Kto kiedykolwiek próbował przez nie przebrnąć, wie, jak ciężka to droga.

Droga, która bez pomocy zaufanego partnera, znającego lokalne obyczaje i przyzwyczajenia biurokratów, jest praktycznie nie do przebycia. Nie mniejsze znaczenie mają problemy związane z przekroczeniem granicy i sprawami celnymi. Przedstawione dane wskazują na rosnący, lecz w dalszym ciągu niewielki udział importu. Liczba dokumentów, certyfikatów i dodatkowych zaświadczeń może przyprawić o zawrót głowy, a poprawne sporządzenie specyfikacji towaru do odprawy biżuterii jest sprawą wyjątkowo skomplikowaną. Pokusa jest jednak duża, tak jak duża jest chłonność tego rynku.

Przykładów na owocną współpracę nie brakuje. Są dotychczas przykłady spoza Polski, jednak pierwsze próby ze strony naszych firm zostały już podjęte. Duże nadzieje wszyscy wiążemy z zatwierdzeniem protokołu o przyjęciu tego kraju do WTO w maju br. i jego spodziewanym członkostwem, co powinno w znacznym stopniu ułatwić wymianę handlową dzięki ujednoliconym przepisom. Ukraina w dalszym ciągu boryka się z wewnętrznymi sporami pośród najwyższych władz działających sobie na przekór, a państwu i międzynarodowym stosunkom handlowym na szkodę.

Pierwszym odważnym polskim reprezentantom naszej branży należy pogratulować i życzyć szybkich efektów oraz długofalowej zyskownej kooperacji na Ukrainie. Przetarte przez nich szlaki z pewnością posłużą też innym, ale w tym przypadku to nie polskiej, lecz ukraińskiej konkurencji pionierzy powinni obawiać się najbardziej.