Artykuły z działu

Przeglądasz dział TEMAT MIESIĄCA (id:30)
w numerze 03/2019 (id:173)

Ilość artykułów w dziale: 5

pj-2019-03

Ukłon w stronę klasycznych wartości sztuki złotniczej

Rozmawiamy z Pawłem Kaczyńskim, artystą złotnikiem, który projektowaniem biżuterii zajmuje się od 1990 r. Od 1992 r. jest członkiem Związku Polskich Artystów Rzeźbiarzy, a od 1995 r. Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych. Jest jednym z autorów Grupy Sześć, wspierającej ideę tworzenia biżuterii unikatowej. Jego prace prezentowane były na ponad stu wystawach w wielu galeriach w Polsce i na świecie.

pj-2019-03gv-15

Otrzymał pan nagrodę główną Grand Prix Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego podczas 28. Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej Srebro, który w tym roku zbiegł się z 40-leciem Festiwalu w Legnicy. Co oznacza dla pana to zwycięstwo?

Jest to najwyższe trofeum, jakie twórca biżuterii może zdobyć w Polsce. Dla mnie jest to ogromne wyróżnienie, gdyż Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej to najważniejszy konkurs organizowany w naszym kraju, ale jego zasięg nie ogranicza się tylko do naszego podwórka. Niektórzy nawet uważają, że bardziej znany jest za granicą niż u nas. Nagroda ta ma dla mnie, poza prestiżem z niej wynikającym, znaczenie sentymentalne. Pierwszy raz brałem udział w Przeglądzie Form Złotniczych organizowanych w Legnicy 25 lat temu, w 1994 r., i po tym ćwierćwieczu znowu zgłosiłem swoją pracę i wygrałem. 40-lecie Legnicy zbiegło się z moją 25-letnią historią związaną z tym miastem. Wartością dodaną związaną z tą nagrodą jest również fakt, że udało mi się stworzyć pracę, która wygrała konkurencję z pracami młodego pokolenia złotników. Należy pamiętać, że Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej ma swoje tradycje, bierze w nim udział wielu złotników z całego świata, spotykają się na nim różne pokolenia twórców. To jest już konkurs dla młodego pokolenia. Trudno konkurować z myślą młodych ludzi, którzy mają inne spojrzenie na świat.

Tematem tegorocznego konkursu było „Srebro”. Organizatorzy chcieli powrócić do źródeł, do tradycji i dać artystom możliwości przygotowania komunikatu artystycznego o tym ważnym, szczególnie dla polskich artystów złotników, metalu. Pana praca „Srebrna poduszka” spotkała się z uznaniem jury. Jak czytamy w uzasadnieniu werdyktu, „praca wizualnie ciężka (…)skupia się nie tylko na aspektach formalnych, ale także budzi ciekawość i chęć doświadczenia dotykowego”. Skąd wziął się u pana pomysł na stworzenie tej pracy? Na jakie aspekty chciał pan zwrócić uwagę odbiorcy?

Kiedyś konkursy legnickie były przeglądami prac artystów złotników, organizatorzy nie narzucali twórcom tematu do realizacji. W tym roku powrócono do tej tradycji, ograniczono się do hasła „Srebro”. Wydawało się, że jest to temat bez tematu, jednak tylko pozornie. Pierwszą moją myślą była praca ze srebrem, a dokładanie fakt, jak zmieniła się praca z tym metalem w ciągu 25 lat. Chciałam pokazać w pracy możliwości technologiczne, które jeszcze kilkanaście lat temu były nieosiągalne. W tym celu wykorzystałem technikę spawania, zgrzewania metalu. Technika ta rozwinęła biżuterię, dała więcej możliwości złotnikom. To była pierwsza myśl. Kolejnym aspektem było: jak pokazać zmiany technologiczne, które zaszły w biżuterii, w sposób prosty, klarowny. Stworzyłem więc pracę bardzo prostą geometrycznie, ale dużą gabarytowo. Wykorzystałem w tym celu cienką blachę srebrną i udało mi się stworzyć dużą formę o małej wadze. Blacha pozwoliła mi stworzyć przedmiot wizualnie masywny, a w rzeczywistości niezwykle lekki, co z technicznego punktu widzenia było najważniejszą sprawą. Kiedy praca przybrała już formę, powstał problem, czym ją wypełnić. Wypełnienie gęsimi piórami dało mi możliwość nadania pracy dodatkowych walorów – oszukiwania świadomości. Praca wywołuje dysonans poznawczy: twarda, duża i masywna bransoleta, okazuje się lekka jak piórko. Praca ma charakter nieoczywisty. Na różnych etapach obcowania z dziełem doznajemy innych emocji, wrażeń zmysłowych. Praca wciąż nas zaskakuje, możemy z nią obcować na wielu poziomach.

Pana praca to pewnego rodzaju synestezja. Jednak tak samo jak zaskakująca jest praca, tak samo zaskakujący jest jej tytuł. Skąd wziął się pomysł na tak metaforyczny tytuł pracy?

Metaforyczny tytuł nie był moim założeniem. Metal kojarzy nam się z czymś twardym, trwałym i ciężkim, ale gdy bierzemy w dłoń pracę, zdajemy sobie sprawę, że nasze zmysły zostały oszukane, czujemy się zaskoczeni, że duża konstrukcja może być tak lekka. Jest w tym pewna przewrotność – pozornie ciężki metal staje się lekki, a wypełnienie pracy piórami uwypukla wrażenie miękkości. Stąd ta nazwa „Srebrna poduszka”. Oczywiście nie sugeruję, aby ktokolwiek miał się na niej kłaść, ale praca ma te walory, które nam się kojarzą z poduszką, która jest miękka, delikatna. Praca ma nas niepokoić.

Czy pana założeniem było przekroczenie granicy w sztuce biżuteryjnej?

Nie. Zawsze kiedy przygotowuję pracę na konkurs, tworzę biżuterię, którą można nosić. Tę bransoletę „Srebrną poduszkę” też można nosić, choć byłaby to ekstrawagancja. Jest to ukłon w stronę klasyki wartości sztuki złotniczej, jest to pokazanie techniki złotniczej. Nie jest to praca stricte konceptualna, ale jest to pewnego rodzaju eksperyment techniczny.

Czy zwycięstwo podczas tegorocznego konkursu w Legnicy uważa pan za zwieńczenie swojej pracy twórczej czy jedynie za jeden z jej etapów?

Zwieńczenie to nie jest dobre słowo, nie kończę bowiem pracy. Jest wiele do zrobienia za granicą. Jest wiele konkursów, w których chciałbym wziąć udział. Rozwija się trend konkursów czy międzynarodowych festiwali związanych z dizajnem, a biżuteria stała się jedną z kategorii rozpatrywanych na tych konkursach, chciałbym zgłosić na nie swoje prace. Jest to zupełnie inny poziom poszukiwania artystycznego. Mam więc nadzieję, że tegoroczne zwycięstwo to tylko jeden z etapów.

Czy uważa pan, że artysty złotnika powinny dotyczyć jakieś granice?

Biżuteria nie ma ograniczeń, tak samo jak każda inna dziedzina sztuki. Teoretycznie biżuteria jest przedmiotem do noszenia, jest rodzajem ozdoby, ale czy tych samych norm nie można narzucić choćby malarstwu. Można powiedzieć, że obraz powinien ozdabiać wnętrze, a przecież wyraża on emocje, skłania do refleksji. Mam sygnały, że moje prace są rozpoznawalne, że udało mi się stworzyć własny styl w biżuterii. Jednak cały czas poszukuję: nowych rozwiązań technicznych, nowych form, możliwości realizacji pomysłów. W mojej ocenie nie ma granic.

Pana nazwisko pojawia się nie tylko w kontekście konkursów złotniczych, ale jest pan ważną postacią na rynku współczesnej sztuki złotniczej. Udało się panu odnieść sukces zarówno na polu artystycznym, jak i komercyjnym. Jak udało się panu połączyć te dwie wydawałoby się całkowicie odmienne drogi?

Nie uważam, żebym odniósł sukces zawodowy, może poza tym, że otrzymuję informację, iż moje kolekcje biżuterii są rozpoznawalne. Nie prowadzę też działalności stricte biznesowej. Chcę zajmować się biżuterią unikatową, która porusza się w granicach sztuki, ale chcąc żyć z tego zawodu, muszę tworzyć kolekcje biżuterii. Nie miałem wyboru, mógłbym zajmować się biżuterią konceptualną, ale wtedy musiałbym pracować w innym zawodzie. Byłem zmuszony połączyć te dwa elementy i znalazłem w złotnictwie możliwość realizowania się jako twórca.

Pana biżuteria znajduje się w zbiorach muzealnych. Czy tworzył pan biżuterię z myślą o wystawieniu jej w przestrzeni muzealnej?

Absolutnie nie. Decyzja nie należała do mnie. To muzea decydują, jakie obiekty będą znajdowały się w ich zbiorach. I zazwyczaj są to rzeczy, które pojawiają się na konkurach złotniczych. Nie dziwi mnie to, że muzea zainteresowane są

posiadaniem biżuterii konceptualnej. W przyszłym roku będzie obchodził pan 30-lecie działalności twórczej. Czy ma pan plany, jak uczcić tę rocznicę?

Nie zastanawiałem się nad tym. Nie staram się podsumowywać swojej działalności. Nie planuję robienia benefisów.

A plany na przyszłość?

Planuję robić to, co dotychczas, realizować się jako twórca – robić biżuterię i brać udział w konkursach w kraju i poza jego granicami.

Gdzie można kupić pana biżuterię?

Niestety w Polsce jest coraz mniej galerii, w których można kupić biżuterię unikatową. To jest smutne, ale my, twórcy, nie mamy gdzie biżuterii sprzedawać. Nie prowadzę sklepu. Nie sprzedaję biżuterii przez internet, gdyż wiązałoby się to z prowadzeniem sklepu. Twórcy prowadzą małe pracowanie, gdzie wykonują swoją biżuterię, prowadzenie sklepu to dodatkowy obowiązek, praca, na którą brakuje już czasu. W Polsce brakuje profesjonalnych pośredników między odbiorcami biżuterii a jej twórcami. Wciąż jest dużo do zrobienia. Dziękuję za rozmowę.  Rozmawiała Marta Andrzejczak

Historia legnickiego Srebra

Wszystko zaczęło się od Marka Nowaczyka, który 40 lat temu w swoim plecaku przyniósł do ówczesnej Czarnej Galerii pierwsze prace złotnicze i tym samym zainicjował powstanie Przeglądu Form Złotniczych. Od tego momentu Legnica stała się miejscem spotkania z biżuterią artystyczną, ale także, a może nawet przede wszystkim, miejscem spotkania ludzi, których życiową pasją jest biżuteria. Polskie złotnictwo artystyczne znalazło swoje miejsce. I ma je do dziś.

pj-2019-03gv-14

W 1980 r. w Legnicy zorganizowano kolejny, II Ogólnopolski Przegląd Form Złotniczych, który po przerwie stanu wojennego wznowiono. Marek Nowaczyk i Jan Bocheński, ówczesny dyrektor BWA w Legnicy, w Czarnej Galerii zorganizowali w 1983 r. wystawę „Prezentacje”, a w 1985 r. pierwszą konkursową wystawę tematyczną „Sztuka przedmiotu – srebro”.

Dawniej bywało

Przeglądy organizowane były co dwa lata, na przemian z wystawami tematycznymi. Szybko okazało się, że idea zapoczątkowana w Legnicy rozpowszechnia się na całą Polskę. Zaczęto organizować wystawy cykliczne w Krakowie – „TOP 20”, „Camelot” w latach 90., w Warszawie w Galerii Art, Galerii S, pierwsze wystawy w Galerii Sztuki Milano. Polskie złotnictwo artystyczne eksplodowało przy wielkim entuzjazmie zarówno twórców, jak i publiczności uczestniczącej w pokazach i wystawach. Spotkania w Legnicy zostały wpisane do kalendarza każdego miłośnika biżuterii w Polsce. A od 1988 r. także na świecie. W tym bowiem roku po raz pierwszy na wystawę problemową „Kolor” zaproszono twórców z zagranicy. W 1990 r. nowym dyrektorem Galerii Sztuki w Legnicy został Leszek Rozmus, który zdecydował, że przeglądom mają towarzyszyć wystawy indywidualne oraz grupowe prezentowane równocześnie w różnych miejscach. A w 1998 r. kolejny dyrektor Galerii Sztuki Zbigniew Kraska podjął decyzję o umiędzynarodowieniu imprezy. Wtedy też w Legnicy zorganizowano Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej „Amulety”. Jednak zasadniczą zmianą w sposobie organizacji i prezentacji biżuterii w Legnicy była zmiana kuratora wystaw. W 2000 r. odszedł Marek Nowaczyk, a jego miejsce zajął Sławomir Fijałkowski. Wraz z tą zmianą zmieniła się i forma konkursu, i jego cele. To wówczas nastąpiło ujednolicenie formuły legnickich konkursów i przeglądów – zebrano je pod wspólną nazwą Legnickiego Festiwalu Srebro. Na II Ogólnopolski Przegląd w Legnicy składały się obok tytułowej ekspozycje: „Młodzi twórcy”, „Biżuteria naszych przyjaciół”, „Srebro rzemieślników”, „Grupa Uffo”, „Henryk Grunwald” i „Biżuteria patriotyczna z lat 1830-1918”. Przeglądowi towarzyszyły dwa konkursy – na łyżkę z użyciem miedzi i na pierścionek lub bransoletę z tym samym surowcem.

Charakter Legnicy

Współczesny festiwal to przede wszystkim jego najważniejsze wydarzenie – Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej. Ma on charakter otwarty i skierowany jest do artystów z całego świata, których zadaniem jest przedstawienie pracy na zadany temat – co roku inny – prezentującej oryginalną koncepcję twórczą i wysoki poziom artystyczny i techniczny. Preferowane są pomysł, wartość i sens wypowiedzi twórczej. Prace ocenia międzynarodowe jury, w którym do tej pory zasiadało już w sumie ponad 50 wybitnych artystów i teoretyków sztuki złotniczej, m.in.: Jivan Astfalck, Giampaolo Babetto, Gijs Bakker, Onno Boekhoudt, Sigurd Bronger, Leo Caballero, Ramon Puig Cuyás, Paul Derrez, Georg Dobler, Fritz Falk, Maria Rosa Franzin, Karl Fritsch, Andreas Gut, Herman Hermsen, Marie-José van den Hout, Ester Knobel, Otto Künzli, Eija Mustonen, Ted Noten, Ruudt Peters, Michael Petry, Karen Pontoppidan, Gerhard Pucsala, Anna Ratnikowa, Philip Sajet, Peter Skubic, Barbara Schmidt, Bernhard Schobinger, Theo Smeets, Wilhelm Tasso-Mattar, David Watkins, Karol Weisslechner, Manuel Vilhena, Annamaria Zanella. To Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej zmienia oblicze polskiej biżuterii artystycznej, skłania do refleksji i pobudza do dyskusji. To on wywołuje liczne kontrowersje. Bez niego nie byłoby dzisiejszej Legnicy.  AP

Przeszłość i przyszłość Srebra

Rozmowa z Justyną Teodorczyk, dyrektorką Galerii Sztuki w Legnicy o 40. rocznicy Festiwalu Srebro oraz o planach na przyszłość

pj-2019-03gv-12

To już 40 lat minęło, odkąd w Legnicy po raz pierwszy zagościło Srebro. Okrągłe rocznice zawsze skłaniają nas do refleksji i stąd moje pytanie: co Srebro dało Legnicy? I jaki wpływ wywarła Legnica na polskich artystów złotników?

Srebro dało miastu spuściznę, tradycję, kawał sztuki przez duże S i jeszcze większy historii, a także wielki potencjał promocyjny, który może sławić nas i miasto na arenie co najmniej europejskiej. Tysiące prac, setki artystów, dziesiątki wystaw i katalogów składają się na udokumentowane dziedzictwo. To wyjątkowej wagi, choć niejedyny skarb miasta i regionu, bo mamy w Legnicy poza Srebrem inne festiwale: międzynarodowy Satyrykon, który przerasta nas o dwa lata i też dotyczy sztuk wizualnych, oraz Legnica Cantat, który tydzień po Srebrze głośno świętował 50-lecie. Ostatnie dwa lata pracowałam przy wymienionych tu wyśmienitych imprezach, które tak jak Srebro mają bardzo wysoki poziom i swoją publiczność przyjezdną, i mam tym głębsze przekonanie, że nie umiemy wywalczyć należytej uwagi dla naszych przedsięwzięć wśród legniczan ani pochwalić się nimi w pozaartystycznym wielkim świecie. A przecież kultura to odpowiedni partner dla biznesu, gospodarki, medium zmiany i wymiany, tradycji i innowacji. Patrząc w odwrotnym kierunku – dla środowiska Legnica była i jest ważna, przez swą pionierską rolę, przez powiew Zachodu, przez artefakty – jajko Jacka Byczewskiego, plecak Marka Nowaczyka, który notabene nadesłano jako formę biżuteryjną na tegoroczny konkurs, przez dyskusje do rana w dawnym Cuprum, otwarcia w Muzeum Miedzi. Dzięki atmosferze i przestrzeni dla spotkań, które do dziś stanowią o wyjątkowości tego miejsca (a kiedyś być może znaczyły jeszcze więcej), wielu wychowało się „na Legnicy” czy wystartowało stąd. To też duże nazwiska, które pomogły budować markę imprezy – prof. Irena Huml, Michał Gradowski, Jacek A. Rochacki, wielu innych, a potem plejada autorytetów z zagranicy. No i oczywiście Sławek Fijałkowski, który zaczynał u nas jako młodzież, a kontynuuje jako profesor i generalny konsultant, który – gdyby zliczyć jego teksty i udziały – byłby pewnie festiwalowym rekordzistą „w mowie i piśmie”.

pj-2019-03gv-13

Patrząc wstecz, możemy zaobserwować zmiany, jakie zaszły zarówno w formule konkursu, jak i w postrzeganiu biżuterii przez ich twórców i odbiorców, w podejściu środowiska artystycznego do biżuterii. Jak ocenia pani zmiany, które dokonały się w ciągu tych 40 lat w polskiej, i nie tylko polskiej, biżuterii artystycznej?

Cóż, zmieniają się czasy i technologie, wciąż ewoluujemy jako gatunek czy cywilizacja. Oglądając dawne katalogi, oglądamy inny świat, ale z drugiej strony – metapoziom jest ten sam: wciąż biżuterii udaje się prowokować, inspirować, kontestować, zadawać te same i najważniejsze pytania, ścigać się, zachwycać, odnosić się do tradycji i poszukiwać nowego. Skupiać ludzi i dawać im płaszczyznę porozumienia (bądź dyskusji). Wciąż mamy artystów, a nie tylko wyrobników czy producentów. Są tacy, którym chce się robić wystawy, przyjeżdżać do Legnicy, snuć swoją opowieść. Dziś też nie ma kłopotu, aby zaprosić na otwarcie artystkę z Chile, ściągnąć wystawę prosto z Chin, pracować z kuratorem, nie widząc go na oczy, co pierwszym organizatorom się pewnie nawet nie śniło. Biżuteria – jak sztuka czy jak wszystko – globalizuje się, personalizuje, uinnowacyjnia, technologizuje, wirtualizuje. Wczoraj filigran, dziś 3D, a jutro wearable devices. To są niezwykłe czasy z punktu widzenia odbiorcy, ale i twórcy sztuki czy organizatora wydarzeń ze sztuką. Trudno nadążyć, ale i właściwie ocenić przepaść w drugim kierunku, czyli patrząc wstecz. Gorzka myśl na koniec – moja przygoda ze Srebrem zaczęła się w 2006 r. i był to ekstremalny chrzest bojowy, bo temat konkursu złotniczego „Skandal!” tak zarezonował w naszych realiach, że festiwal najpierw zawojował newsy w TVN24, a potem skończył się w prokuraturze z powodu m.in. obrazy uczuć religijnych. Wtedy byliśmy naprawdę oburzeni, mieliśmy poczucie bezpardonowego cenzurowania i marginalizowania roli sztuki, równoznaczne zresztą z poczuciem klęski… Chciałabym, by te czasy przeminęły raz na zawsze.

Wiele rzeczy się zmieniło, odeszły osoby, które miały ogromny wpływ na rozwój nie tylko konkursu złotniczego, ale polskiej sztuki złotniczej, jak prof. Irena Huml, bez której spotkania w Legnicy nie miałyby tak wysokiego poziomu artystycznego. Jednak przez te lata niektóre rzeczy pozostają niezmienne, a mianowicie majowe spotkania środowiska artystycznego w Legnicy, które są okazją do rozmowy, ale także inspiracją do poszukiwań twórczych. Co według pani jest najistotniejsze w Festiwalu Srebro?

Po pierwsze – na pewno Międzynarodowy Konkurs Sztuki Złotniczej, który jest ewenementem w skali międzynarodowej, sprawą cenną, prestiżową, stuprocentowo skupioną na sztuce niszowej i niepopularnej, a zarazem paradoksalnie jak na „małe” medium interdyscyplinarnej, konceptualnej, nowatorskiej, różnorodnej i przekraczającej swoje własne granice. Po drugie – ranga „Legnicy” i jej tradycja kulturotwórcza oraz niezaprzeczalna siła oddziaływania środowiskowego i klimat tutejszych spotkań. Mówi się, że nie tylko ukazuje ona trendy i zjawiska, ale także je kształtuje, że nie tylko skupia artystów, ale ich wzajemnie inspiruje, że nie tylko zestawia biżuterię z całego globu, ale ją problematyzuje. Po trzecie – ludzie, a raczej osobowości. Od tuzów po debiutantów, od artystów po znawców, badaczy, krytyków i kuratorów, od twórców biżuterii po ludzi z pogranicza, którzy zawsze wnoszą wartość dodaną i zwykle również potrzebny ferment (jak np. przed laty na jednej z sesji „Granice sztuki globalnej”, na którą zaprosiłam z wykładem Wojciecha Siudmaka, Agnieszkę Jacobson-Cielecką, Czesławę Frejlich). I po czwarte – fakt, że nie tylko polscy złotnicy mają w kalendarzach wpisaną tę datę jako obowiązkową. I nie mówię tu tylko o naszych najwspanialszych, bo „odwiecznych” bywalcach, którzy pamiętają początki „Legnicy” i są jej wierni do dziś, którzy dzielą ten jeden weekend na Legnicę i Kazimierz, czmychają do nas w przeddzień komunii w rodzinie, ale także o młodych, którzy też tak mają zakodowane. Zebraliśmy na 40-lecie krótkie filmowe wypowiedzi i gdy np. Miśka Owczarek czy Justyna Stasiewicz wypowiadają się, że w Legnicy trzeba być, bo po prostu nie da się bez tego przeżyć roku, to robi się ciepło na sercu. Nie chodzi jedynie o to, że tak to lubią, ale że czują, szanują i doceniają wagę tego miejsca, cenią, że mają szansę w nim być.

Czym ta 40. edycja różniła się od pozostałych?

Tegoroczna edycja festiwalu była przełomową i jedną z najtrudniejszych, jakie przyszło galerii realizować. Okrągły jubileusz, edycja zobowiązująca, została przekazana w kilkuwersowym mailu na początku stycznia i przez kilka następnych tygodni funkcjonowała bez głównej kuratorki. To zespół i jego ciężka praca uratowały tonący okręt. Padło nawet publicznie trafne określenie, że była to edycja pod kroplówką, ale zamknijmy ten rozdział. Festiwal został odebrany pozytywnie, więc tak właśnie patrzmy w przyszłość. Cieszą nas bardzo wszystkie ciepłe słowa i w imieniu całej załogi Galerii Sztuki dziękuję za nie, a we własnym szczególnie dziękuję za wsparcie z różnych stron, które pomogło mi przetrwać i doprowadzić tę edycję do skutku. 40. urodziny Srebra stały się pewną cezurą. Po prostu czuło się w powietrzu, że pewien etap się skończył. Festiwal – po raz pierwszy od dwóch dekad – odbył się bez poprzedniego dyrektora Zbigniewa Kraski. Zabrakło też, niestety bezpowrotnie, Mieczysława Gryzy, który pozostanie w naszej pamięci stałym bywalcem Legnicy, autorem nie tylko biżuterii, ale i osobnego rozdziału, który wzbogacił festiwal o niepowtarzalne akcje performatywne, sensy, emocje i artefakty. Był artystą wyjątkowym, bezkompromisowym i elektryzującym. Trudno pogodzić się z faktem, że ten rozdział został na zawsze zamknięty.

Srebro to nie tylko konkurs złotniczy, to także wystawy, dyskusje, sesje naukowe, których organizatorem jest Galeria Sztuki w Legnicy. Które z wydarzeń tegorocznego festiwalu zrobiłona pani i na publiczności największe wrażenie?

Na pewno wystawa „21 gramów” pod kuratorstwem Ruudta Petersa, która dzięki udziałowi pół na pół artystów z Chin i reprezentantów cywilizacji zachodnioeuropejskiej w ciekawy sposób zderza te dwie metafizyki, i to jeszcze pod mocnym hasłem wywoławczym „Dusza”. Do tego retrospektywa Karola Weisslechnera czy Jarka Westermarka oraz konkursowy pokaz „Srebro”, który w tym roku trzyma wysoki poziom. Również wystawa „Handmade. Polska sztuka srebra 1945-79” specjalnie pomyślana i zrealizowana na 40-lecie; wybór prac z kolekcji M.M. Kwiatkiewicz i muzeów: Nadwiślańskiego (Kazimierz Dolny) i Miedzi (Legnica), wzbogacony o kilka dawnych plakatów wystaw biżuterii, m.in. z kolekcji Muzeum Narodowego w Poznaniu. Przy okazji kłaniam się nisko wszystkim użyczającym obiektów na wystawę! Obok sztuki były też momenty mocno wzruszające, jak np. gdy uroczyście i symbolicznie, ale też humorystycznie podziękowaliśmy Markowi Nowaczykowi za rozpoczęcie legnickiej przygody ze srebrem, czy podczas konkursowej gali, gdy Grand Prix po wielu latach trafiło w ręce polskiego artysty. Laureatem tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej został Paweł Kaczyński. Jury doceniło jego pracę „Srebrna poduszka”. A jakie

jest pani zdanie na temat nagrodzonej pracy?

Bardzo cieszy mnie werdykt, który spośród dwóch setek rywalizujących autorów z całego globu na podium stawia naszego twórcę. Praca Pawła Kaczyńskiego jest niezwykła, co skądinąd nie dziwi przy jego talencie i dorobku, no i konkursowo trafia w sedno – jest intrygująca, zawiera opowieść, która tworzy kontekst do zadanego tematu, do tego jest perfekcyjnie, ale i przewrotnie wykonana. Jest niebransoletowa, za to bardzo plastyczna wizualnie, wręcz rzeźbiarska. Daje niezwykłe wrażenie dotykowe za sprawą wypełnienia gęsim pierzem, aż szkoda, że odwiedzający wystawę nie mogą go odczuć. Wyeksponowaliśmy ją za to na cienkiej, sprężynującej folii by ukazać jej lekkość – ta z wyglądu masywna forma waży niecałe 200 gramów! „Srebrna poduszka” (tak brzmi tytuł pracy) może odgrywać rolę ambasadorki poza złotniczym podwórkiem – jest czymś więcej niż biżuterią, jest stuprocentowym obiektem sztuki. Wspaniale złożyło się, że Paweł po paru latach przerwy zdecydował się spróbować swych sił w konkursie w tym roku, dwadzieścia pięć lat po swej pierwszej wizycie w Legnicy, co też zresztą symbolicznie wyraził,sięgając do techniki, której nie mógłby użyć ćwierć dekady temu.

Jest pani nowym dyrektorem Galerii Sztuki w Legnicy. Objęła pani stanowisko na początku tego roku. Jakie ma pani plany co do Festiwalu Srebra? Czy przyszłoroczna edycja będzie dla nas niespodzianką?

Dla wielu największą niespodzianką była tegoroczna edycja. Więcej zaskoczeń tego kalibru nie planuję. A jeśli to pytanie o zmiany, to na pewno najbliższy czas będzie czasem na dopracowanie formuły festiwalu, bo jesteśmy w podobnym punkcie jak 20 lat temu, kiedy mój poprzednik objął rządy w galerii, dostając w spadku festiwal, który wymagał rewizji i… wizji. Chciałabym, by czasem przy festiwalu i dobrych wystawach pojawiło się coś nieoczywistego, zupełnie z innego świata, jak np. performensy Mieczysława Gryzy, choć tych oczywiście nie da się podrobić ani zastąpić. Już w tym roku zresztą była próba (niestety bez finału) wzbogacenia wystaw o inne dziedziny sztuki, a konkretnie spektakl muzyczny ze „stajni” Konrada Imieli, w którym biżuteria autorska, zaprojektowana zresztą przez uczennicę Teda Notena, odgrywa ważną pozaartystyczną rolę jako pretekst i symbol społecznej zmiany. Pragnęłabym, by niespodzianką nie było finansowanie festiwalu, który jest kolosem na glinianych nogach. Galeria Sztuki jest instytucją o zamkniętym budżecie, z którego niewiele zostaje po odliczeniu kosztów funkcjonowania instytucji – utrzymania obiektów i etatów. Pieniądze na sztukę trzeba zdobyć. Nie jest łatwo przekonać mecenasów i sponsorów, nawet zainteresowanych kulturą, do sztuki, co dopiero do sztuki współczesnej, a konkretnie jeszcze do biżuterii artystycznej czy konceptualnej.

Dziękuję za rozmowę.

 Rozmawiała Marta Andrzejczak

Srebro po raz 40.

Kulminacja jubileuszowej, 40. edycji Legnickiego Festiwalu Srebro organizowanego przez Galerię Sztuki w Legnicy już za nami. 17 i 18 maja odbyły się wernisaże wszystkich wystaw goszczących na tegorocznym festiwalu oraz rozmaite wydarzenia towarzyszące. Kolejny raz Legnica była miastem oddychającym srebrem, a na ulicach zaroiło się od gości z całego kraju i wielu zakątków świata.

pj-2019-03gv-11

Dwudniowe złotnicze święto rozpoczęło się w piątek (17 maja) inauguracją festiwalu na legnickim Rynku. Otwarcie wystawy „40 lat SREBRA w plakacie” dźwiękami instrumentów perkusyjnych ogłosiła orkiestra z Festiwalu Rytmu Drum Battle, a przez megafony do udziału w imprezie zapraszali szczudlarze z Teatru Avatar.

Wernisaże oraz podziękowania

Festiwalowi goście brali udział w kolejnych wernisażach: „Holowni” (pokazie prac niezakwalifikowanych do 28. Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej oraz towarzyszącej mu wystawie plakatów ilustrujących tytułowe „Srebro”), „Debiutach” (biżuteria Aleksandry Szulc), „Pozostałościach po uczcie” (prezentacji w cyklu Srebrne Szkoły rumuńskiego stowarzyszenia Assamblage), „Amberif Design Award”, ekspozycji „Wnętrza” projektantów z chilijskiego stowarzyszenia Joya Brava oraz mistycznej „21 gramów”. Wieczór zakończyła dyskusja w złotniczym gronie, która była doskonałą okazją do uhonorowania i podziękowań dla Marka Nowaczyka – człowieka, który wymyślił Srebro w Legnicy. Podziękowanie od organizatorów otrzymał także Mariusz Pajączkowski, wieloletni uczestnik festiwalu i przyjaciel galerii.

Sesje naukowe

Kolejny dzień srebrnego maratonu (18 maja) to dyskusje i referaty podczas sesji popularnonaukowej oraz dalsze otwarcia i prezentacje biżuterii autorskiej na wystawach: „Prezentacje. Srebro i Bursztyn”, historycznej „Handmade. Polska sztuka srebra lat 1945-1979”, z cyklu Sylwetki Twórców: Jarosław Westermark i Karol Weisslechner.

Nagrody w 28. Międzynarodowym Konkursie Sztuki Złotniczej

Jak zawsze, finał stanowiło ogłoszenie zwycięzców, których nazwiska do końca trzymane były w tajemnicy, i rozdanie nagród w 28. Międzynarodowym Konkursie Sztuki Złotniczej Srebro. Ale zanim doszło do odczytania nazwisk laureatów, był czas na podziękowania i gratulacje. Z okazji jubileuszu 40-lecia lista obdarowanych symbolicznym diamentem była wyjątkowo długa. Dyplomy i prezenty trafiły w ręce wieloletnich przyjaciół i uczestników festiwalu – artystów, darczyńców, włodarzy, mediów, instytucji, organizacji i osób, które współuczestniczą w tworzeniu tej fantastycznej imprezy. Po zakończeniu części gratulacyjnej zgromadzona publiczność mogła wreszcie poznać nazwiska zwycięzców konkursu. Międzynarodowe jury 28. Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej Srebro przyznało Grand Prix Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Pawłowi Kaczyńskiemu. II Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymała Kateřina Řezáčová z Czech. III Nagrodę Prezydenta Miasta Legnicy zdobyła Singrida Jurkšaitytė z Litwy. Nagrodę Galerii Sztuki w Legnicy otrzymała Felicia Mülbaier z Niemiec, a nagroda specjalna Srebra Ostroga trafiła do Darijusa Gerlikasa z Litwy.  AP

Konkurs, który zmienił oblicze polskiej sztuki złotniczej

Rozmowa z Markiem Nowaczykiem, artystą, historykiem sztuki, kuratorem, współzałożycielem Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych, ale przede wszystkim inicjatorem pierwszego w Polsce konkursu złotniczego Konkurs, który zmienił oblicze

Rok 1979 był przełomowy dla biżuterii artystycznej w Polsce. W tym bowiem roku zainicjował pan jedno z najbardziej znaczących wydarzeń artystycznych – Przegląd Form Złotniczych Srebro w Legnicy, po raz pierwszy zorganizowany przez Biuro Wystaw Artystycznych w Legnicy przy współpracy Salonu PP Desa i Okręgowego Muzeum Miedzi. Skąd wziął się pomysł na stworzenie takiego konkursu?

Pierwszy Ogólnopolski Przegląd Form Złotniczych Srebro 79 był przełomem w polskim złotnictwie tylko w tym znaczeniu, że zainicjował długoletnią tradycję, no i jeszcze w tym, że po raz pierwszy w Polsce można było obejrzeć prace tak licznej grupy artystów tworzących w srebrze. Bo prawdziwy przełom to był rok 1975, pierwsza wystawa grupy UFO w składzie Jacek Byczewski, Jacek Rochacki, Żanek Sokólski, Marcin Zaremski i całkiem nowe spojrzenie na biżuterię. I jeszcze drobne sprostowanie: Srebro 79 zorganizowane było przez Desę w Legnicy, której byłem szefem, przy współpracy i w salach wystawowych BWA i Muzeum Miedzi. Nie odwrotnie.

Jaka idea panu przyświecała?

W 1978 r. dostałem propozycję objęcia Desy w Legnicy, potężną zachętą było mieszkanie – trzypokojowe, obgadaliśmy z żoną, że takiej propozycji małżeństwo z małym dzieckiem nie może odrzucić. Przyjechałem do Legnicy i taka może nie czarna, ale szara rozpacz mnie ogarnęła – co tu robić? Miasto niby wojewódzkie, ale właściwie gminno-powiatowe. I jeszcze niepolskie mundury na każdym kroku. Nie jestem rusofobem, raczej rusofilem, ale taka cicha okupacja bardzo mnie irytowała. Postanowiłem zamknąć się w swoim świecie, organizując wystawy biżuterii tworzonej przez plastyków, bo łatwo to przewieźć w plecaku, poza tym moja żona, Elżbieta Held, coś tam kiedyś dłubała i znała kilka osób. Był jeszcze drugi krąg moich zainteresowań – szkła unikatowego. Gdybym wtedy miał samochód, to przeglądy w Legnicy byłyby nie biżuterii, lecz szkła unikatowego.Ale indywidualne wystawy to było za mało, postanowiłem zorganizować ogólnopolską prezentację, z założeniem, że będzie odbywać się cyklicznie. I tu biżuteria wygrała, nawet duża wystawa mieściła się w plecaku. Pierwszy przegląd miał być poligonem doświadczalnym – jak, z kim, w jaki sposób, skąd kasa? Udało się, drugi, Srebro 80, we współpracy z BWA, Muzeum Miedzi, Legnickim Centrum Kultury i Urzędem Wojewódzkim Legnicy, to był już duży pokaz – wystawa główna, konkurs na łyżkę i kilka towarzyszących wystaw.

A dlaczego mekką polskich artystów złotników została Legnica?

Złożyło się na to kilka czynników. Było to miejsce, w którym mogli się spotkać złotnicy artyści. Na neutralnym gruncie, mając wieczór czy dwa na rozmowy, oderwani od codziennych obowiązków, poznać się i zaprzyjaźnić, porozmawiać o warsztatowych problemach, porównać swoje prace z pracami kolegów, wysłuchać ocen odwiedzających. Ale równie ważne było to, że w tamtych czasach mogli zajmować się biżuterią w srebrze tylko artyści po ASP albo mający tzw. uprawnienia Ministerstwa Kultury i Sztuki. Żeby te uprawnienia zdobyć, ważny był udział w wystawach, ale żeby wziąć udział w wystawach, trzeba było mieć dyplom ASP albo uprawnienia. I koło się zamykało. Ale nie w Legnicy. Mimo rozmaitych nacisków ze strony Ministerstwa Kultury i Sztuki wystawy w Legnicy były otwarte dla każdej osoby, której prace kwalifikowały się na wystawę, dzięki temu sporo osób spoza ASP jest teraz aktywnymi twórcami.

Jak wspomina pan pierwszy konkurs? Czy niósł on ze sobą duże zaskoczenie?

1980 rok. Niekonwencjonalna ekspozycja Przeglądu Srebro 80 i pierwszy konkurs na łyżeczkę lub łyżkę. Wspominając ten konkurs, wiele prac mam jeszcze w pamięci, bo były bardzo nowatorskie, niektóre wręcz prekursorskie, odbiegające od obowiązujących wtedy stylów i trendów. Gdyby wybrane z tych prac pokazać teraz, to pomyłka w datowaniu byłaby prawie pewna. W pamięci odtwarza mi się łyżka koktajlowa Jacka Rochackiego: okrągła miseczka i trzonek na końcu zawiązany na supeł. Mistrzostwo formy i wykonania, niedoceniona właściwie, niestety.

Obok pana ważną postacią związaną z Legnicą była prof. Irena Huml. Jak ocenia pan wkład pani profesor w rozwój konkursu?

Pani prof. Irena Huml, do której po kilku latach miałem zaszczyt zwracać się „Irenko”, to była deska ratunkowa, inspiracja, bodziec i doping. Kiedy wiosną 79 roku zjawiłem się u niej, prosząc o pomoc w znalezieniu właściwych twórców, których prace chciałbym pokazać na Srebro 79, po krótkiej rozmowie, bez cienia wahania, wskazała właściwe. I bez wahania zaakceptowała pomysł przeglądów. A potem przez wiele lat była wsparciem intelektualnym, uczestniczyła w obradach jury. Nauczyłem się od niej sporo, może więcej niż sporo. Ale nie mogę nie wspomnieć jeszcze o Michale Gradowskim, też już niestety nieżyjącym. Cudowny gawędziarz, z ogromną wiedzą, był podporą przeglądów.

Przez wiele lat, od roku 1979 do 1998, był pan komisarzem niemal wszystkich wystaw. Jak ocenia pan po latach pracę przy konkursach złotniczych? Jak zmieniała się ona przez ten czas?

Drobne dookreślenie: od 1979 do 1997 byłem komisarzem, potem poprzez aklamację nadkomisarzem, a jeszcze później uzurpatorskim generalnym konsultantem wszystkich wystaw srebra w Legnicy. Choć chętnie wysłuchiwałem uwag czy podpowiedzi, to jednak dość dyktatorsko decydowałem o kształcie przeglądów i konkursów. W 1997 r. postanowiłem zrezygnować z nadzoru, wystawy stały się pełnoletnie, osiemnastka im wybiła. Zajął się nimi potem Sławek Fijałkowski, z entuzjazmem, rozwijając do jednej z najważniejszych imprez złotniczych w Europie… A o konkursach kilka słów. Odbywały się co dwa lata, czasem częściej, jeśli udało się zdobyć kasę. Prace, które były prezentowane na konkursach, w większości są cały czas, mimo jego upływu, dziełami znakomitymi, i to nie tylko te nagrodzone. Upływający czas nie uszczuplił ich atrakcyjności. I jeszcze jedna ważna uwaga. Gdyby losowo z rozmaitych konkursów wybrać po kilka prac, to nie byłoby problemu z przypisaniem ich do konkretnego konkursu.

pj-2019-03gv-09

Co z perspektywy czasu uważa pan za najważniejsze dla rozwoju polskiej biżuterii artystycznej?

Na pewno przeglądy, przekształcone w Festiwal Srebra. Ich znaczenie jest niepodważalne. Legnica to jedyne w Polsce miejsce, gdzie można obejrzeć prace z całego świata, gdzie wybitni twórcy prezentują swoje osiągnięcia na wystawach indywidualnych, gdzie można skonfrontować swoje myślenie o biżuterii ze światowymi osiągnięciami. Festiwal Srebra to święto złotniczego bractwa, Legnica to potęga. Istotna jest też oczywiście łatwość wyjazdów zagranicznych, możliwość obejrzenia interesujących zdarzeń czy zjawisk w dowolnym kraju. Teraz tylko brak kasy może wyjazd uniemożliwić, a nie, jak dawniej, brak paszportu.

Obchodzimy 40-lecie Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej. Jak przez te lata zmieniał się nie tyle sam konkurs, ile biżuteria przesyłana na niego? Jak ocenia pan zmiany, które dokonały się przez to czterdziestolecie?

Znacznie rozszerzyło się pojęcie sztuki złotniczej, weszły nowe materiały. Warunek regulaminowy obowiązujący przez pierwsze 18 lat, że srebro musi być elementem dekoracyjnym lub konstrukcyjnym zgłoszonej biżuterii czy obiektu złotniczego, teraz jest bez znaczenia. Wyraźne jest odejście od tradycyjnie rozumianego warsztatu złotniczego. Choć eksperymenty rozszerzające pojęcie sztuki złotniczej były dość częste w pierwszej osiemnastce życia przeglądów (choćby praca Ewy i Jacka Skrzyńskich na konkursie Białe i Czarne, Tomka Płodowskiego na Ona i On, Jacka Rochackiego na Przestrzeń czy Lucyny i Marka Nieniewskich na Srebro i Tkanina), to dominowała biżuteria wykonana tradycyjnymi technikami. Drukarki 3D zmieniły ten obraz. Teraz nie umiejętności warsztatu złotniczego i pokonywanie oporu srebra, ale znajomość programów komputerowych staje się istotna. Ale upadku tradycyjnego warsztatu bym nie wieszczył, na szczęście jest spora grupa odbiorców, dla których unikatowość i hand made są niezwykle istotne. Prowadzimy z Mariuszem Pajączkowskim, a właściwie Mariusz ze mną, projekt „Moim zdaniem…”. W jego warunkach regulaminowych jest zapisane: „żebyście to swoje zdanie przekazali technikami złotniczymi”. To jest doceniane i przez odbiorców, i przez autorów.

pj-2019-03gv-10
Ostatnie już pytanie, sprowokowane informacją o projekcie „Moim zdaniem…”. Co było przyczyną, że po tylu latach wrócił pan do współorganizacji wystaw?

Na targach Amberif w ubiegłym roku Mariusz opowiadał mi, że zaprosił go szef targów Jubinale w Krakowie, Andrzej Sadowski, do zorganizowania podczas targów Jubinale w czerwcu 2018 r. wystawy. I że wreszcie chciałby zrealizować swój pomysł, kołaczący mu się po głowie od wielu lat, żeby ta wystawa nie była kolejnym pokazem formy w biżuterii, ale żeby niosła ze sobą również treść, narrację. Po długiej opowieści o celu, przedstawieniu koncepcji, zapytał: może byś się w to włączył? Zastanawiałem się kilka chwil, króciutkich i odpowiedziałem: tak. Wyjaśnię cierpliwemu czytelnikowi, dlaczego. Organizując wystawy konkursowe w Legnicy, w regulaminach dopisywałem, żeby tematów nie traktować dosłownie. Na przykład, w regulaminie Białe i Czarne napisałem, żeby tematu białe i czarne nie rozważać tylko jako barw, ale także jako przeciwieństwa, np. zło i dobro, piękno i brzydota, starość i młodość, czy brud i czystość itd. Odzew był dość oszczędny. Pomyślałem: a może na takiej wystawie jak „Moim zdaniem…” doczekam się takich szerokich interpretacji? I doczekałem się.

Dziewięć już było odsłon projektu, jaki jest obraz projektu przed dziesiątą odsłoną na Jubinale?

Sporo autorów spoza Polski przysłało swoje prace, nowi autorzy z Polski dosyłają „swoje zdania” i mamy czasem kłopot z wyborem, jeśli miejsce ekspozycji jest za małe (tak było m.in. w Galerii Maryli Dubiel). Zainteresowanie pokazaniem wystawy jest spore. W tym roku projekt będzie prezentowany na targach Jubinale w czerwcu, wakacje spędzi w Muzeum w Sandomierzu, w październiku gościć będzie nas Galeria Sztuki w Legnicy. Będzie to wystawa zamykająca obchody 40-lecia wystaw srebra w Legnicy. Na koniec chciałem podziękować gorąco Andrzejowi Sadowskiemu za jego ogromną pracę przy opracowaniu druków i za wsparcie finansowe projektu, Piotrowi Sadowskiemu za zdjęcia, Oli Sikorze i Designpark z Częstochowy za naszą stronę www.moimzdaniem.info. I sporej grupie instytucjonalnych i prywatnych darczyńców za wsparcie projektu. Bez nich to by się nie udało.

Dziękuję za rozmowę.

pj-2019-03gv-08 Rozmawiała Marta Andrzejczak