Artykuły z działu

Przeglądasz dział DZIEDZICTWO (id:34)
w numerze 03/2018 (id:166)

Ilość artykułów w dziale: 1

pj-2018-03

Charles Tiffany: założyciel jednego z najsłynniejszych domów jubilerskich na świecie

gotówUrodził się w 1812 r. w małym miasteczku w Connecticut w rodzinie osiadłej w Ameryce w XVII wieku. Ojciec był właścicielem zakładu włókienniczego. Po ukończeniu szkoły powszechnej Charles rozpoczął naukę w prywatnej Painfield Academy.

pj-2018-06a-22

Kiedy firma ojca zgromadziła wystarczającą ilość pieniędzy, żeby otworzyć niewielki sklep, Charles po dwóch latach nauki, mając 15 lat, opuścił szkołę. Sklep został oddany w ręce chłopca, zresztą jedynego pracownika. Robił wszystko: obsługiwał klientów, sprzątał, prowadził księgi handlowe, wyjeżdżał do Nowego Yorku po zaopatrzenie. Działania te ujawniły jego nieprzeciętne zdolności handlowe. Zaledwie po roku zatrudnił pomoc i ukończył edukację. Jednak Nowy Jork był znacznie atrakcyjniejszy niż rodzinne okolice.

Talent jak diament

W wieku 25 lat Charles pożyczył od ojca tysiąc dolarów i razem z przyjacielem ze szkoły Johnem Youngiem podjął absurdalną biznesowo decyzję otwarcia w Nowym Yorku sklepu z upominkami Tiffany & Young. Ale czas był trudny – kraj ogarnięty ogromnym kryzysem finansowym, zwanym dzisiaj paniką 1937 r. Zbankrutowało prawie 350 z 850 banków, a w samym Nowym Jorku 250 firm. Wygenerowało to w ciągu zaledwie dwóch miesięcy straty tylko w tym mieście rzędu 100 mln dolarów. Szalało bezrobocie, dlatego sprzedaż w nowym sklepie była niewielka. Ale kapitał firmy – półroczne doświadczenie Johna zdobyte podczas pracy w magazynie artykułów ozdobnych, znajomość prowadzenia sklepu Tiffany’ego i po 500 dolarów wkładu od każdego partnera (pożyczka została równo podzielona) – zaprocentował. Ze względu na szczupłe zasoby wynajęty lokal znajdował się poza modnym centrum handlowym. Oferowano wszystko, co można było sprzedać: od ozdób domowych przez modne artykuły piśmiennicze do przedmiotów użytkowych. Charles nie czekał na klientów. Kiedy zrozumiał, jak duże korzyści można osiągnąć z zainteresowania trudno dostępnymi i coraz modniejszymi towarami orientalnymi, zaznajamiał się z kapitanami statków powracających z Dalekiego Wschodu i skupował od nich przywiezione do sprzedaży produkty. Kiedy młoda firma powoli, ale systematycznie rozwijała się, złodzieje w noworoczną noc wynieśli ze sklepu wszystko, co można było unieść. Wartość kradzieży to 4 tys. dol. (roczny czynsz wynosił 600 dol., a miesięczna płaca sprzedawcy – pięć). Dzięki zgromadzonej gotówce uzupełniono zapasy, jednak niezbędny był większy kapitał. Do firmy dołączył nowy wspólnik Jabez Ellis (Tiffany, Young & Ellis).

Międzynarodowa ekspansja

Wkrótce partnerzy zdecydowali się na niecodzienny krok: pozyskanie towarów z pierwszej ręki, z Europy. Korzyść była podwójna: ominięto pośredników i samodzielnie dokonano wyboru towarów niedostępnych dotąd na amerykańskim rynku. Ogromny sukces sprawił, że powtarzali takie wyprawy co roku, a z czasem otwarli w Paryżu i Londynie przedstawicielstwa. Rozpoczęła się międzynarodowa ekspansja i konkurencja z europejskimi firmami jubilerskimi (Cartier, Fabergé). Do sprzedaży wprowadzano coraz droższe produkty. Tymczasem nałożenie w 1844 r. na importowane wyroby srebrne zaporowego cła w wysokości 30 proc. wymusiło uruchomienie produkcji. Tiffany zatrudnił najlepszego rzemieślnika w kraju i zlecił uzyskanie tak jakościowego stopu srebra, jak angielskie. Ponadto ogromne zapotrzebowanie i niemożność nadążenia z podażą zapoczątkowały wprowadzenie maszyn. Firma była bezkonkurencyjna, a pod koniec XIX w. srebra produkowało 500 rzemieślników. Rok później do sprzedaży wprowadzono biżuterię, sprowadzaną również z Europy. Jednak najkorzystniejsza była sprzedaż własnych wyrobów, co wyraźnie pokazał sukces w dziedzinie sreber. Rosło zaplecze w postaci projektantów, a w celu pozyskania największych talentów firma otworzyła własną szkołę, bo „dobry projekt to dobry biznes” (motto Tiffany’ego).

Biżuteria dla wszystkich

Oprócz towarów wybitnie luksusowych (i horrendalnie drogich), szeroką ofertę przedmiotów po przystępnej cenie kilku dolarów, szeroko reklamowanych w prasie, świetnie zaprojektowanych i mistrzowsko wykonanych, kierowano do mniej zamożnej klienteli. Oferta była więc nieprawdopodobnie szeroka, a towary pochodziły z całego świata: biżuteria, osobiste przedmioty ozdobne (zegarki, wachlarze, portmonety, francuskie parasole), wazy, rzeźby, kandelabry ze złota, srebra i brązu, broń, sztućce, ceramika, majolika, porcelana, czeskie szkło, przybory toaletowe, piśmiennicze, nesesery, obrazy. Rodzinn a Tiff any ’ego Lokalizacja sklepu zmieniała się kilka razy. Tiffany & Co. znalazła się wśród pierwszych trzech nowojorskich firm, które wprowadziły swoje sklepy do własnych nieruchomości, co było rzeczą niezwykłą w XIX-wiecznym biznesie. Otwarto również filie w innych miastach, ale sercem pozostawał zawsze salon na Manhattanie. W 1841 r. Charles ożenił się z siostrą Younga Harriet. Z ich sześciorga dzieci przeżyło czworo: dwie córki i dwóch synów. Małżonkowie spędzili ze sobą szczęśliwych 50 lat. Pod koniec 1901 r. Tiffany przewrócił się i doznał poważnego urazu – złamał biodro. Nie odzyskawszy sprawności, na początku następnego roku zmarł z powodu powikłanego zapalenia płuc, otoczony dziećmi (był już wdowcem). Miał 90 lat.

Życie codzienne

W jaki sposób został zapamiętany? Był mężczyzną średniego wzrostu, zawsze wyprostowany, z jaśniejącymi energią niebieskimi oczami i prostym nosem. Nosił bokobrody nawet w czasach, kiedy zarost nie był dobrze widziany. Serdeczny w obejściu, niezwykle łatwo się zaprzyjaźniał z każdym, kogo spotkał. Codziennie o 10 rano rozpoczynał pracę w swoim biurze na tyłach sklepu, po energicznym marszu z domu, a w czasie wzmożonego ruchu zawsze osobiście obsługiwał klientów. Po satysfakcjonującym zakupie zapraszał klientki na kolację. Nigdy nie opuścił ani jednego dnia z powodu choroby i nie nosił okularów.

Znał imię każdego pracownika sklepu i wiedział, co się dzieje w ich rodzinach (50 sprzedawców plus dostarczyciele zakupów, odźwierni, sprzątacze). Był perfekcjonistą, wymagający i doskonale zorganizowany. Skromny, nie upubliczniał szczegółów życia prywatnego ze względu na niechęć żony. Charles Tiffany w pierwszej połowie XIX wieku bardzo umiejętnie zdefiniował markę i jej grupę docelową, określił know- -how z jednorodnym charakterem sklepów i zupełnie niezwykłe wówczas zasady sprzedaży: stałe ceny bez upustów. Każdy artykuł w sklepie został nowatorsko oznakowany metką cenową (niższą od konkurencji) i od tej pory, niezależnie od wysokości zakupu, żadnemu klientowi nie udzielano zniżki. Rabaty przysługiwały wyłącznie pracownikom i firmom kontraktującym specjalne zamówienia (np. nagrody w zawodach).

Wyłącznie męska obsługa sklepów, hojne płace, opieka medyczna dla pracowników. Przy tym firma najchętniej zatrudniała rdzennych Amerykanów. Pracownicy świadczyli pracę od ukończenia szkoły (lub terminu) do końca aktywności zawodowej, potem zatrudniano ich dzieci. Na długo przed wprowadzeniem kart kredytowych opracowano własny system selekcji wiarygodnych klientów z całego kraju. Za pośrednictwem wszystkich możliwych źródeł opracowano raporty o sytuacji finansowej we wszystkich większych miastach Stanów, w co stale zaangażowanych było siedmiu pracowników. Kartoteka każdego godnego zaufania człowieka oprócz adresu i informacji budżetowych zawierała zdjęcie. Niecodzienny kolor flagowy – błękit jaj drozda, stosowany w drukach reklamowych, opakowaniach, katalogach i wydawnictwach dla klientów oraz niezmienne od 1875 r. logo wpisały się przez dziesiątki lat w bezcenny dorobek firmy. Regularne wydawanie od 1845 r. katalogów wysyłkowych zwanych od koloru flagowego Blue book. „Młody mężczyzna z Connecticut, który wystartował z pożyczonymi 500 dolarami, zostawił majątek o wartości 35 milionów dolarów” (wartość dzisiejsza – prawie miliard dolarów