Na własną rękę

Rozmowa z prof. Andrzejem Bossem

pj-042022a-208851-128531

Andrzej Boss pracuje i mieszka w Łodzi. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie Akademia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego) w Łodzi. Dyplom uzyskał w 1985 r. w Pracowni Projektowania Biżuterii. Od tego czasu jest zatrudniony na macierzystej uczelni, od 2010 r. na stanowisku profesora zwyczajnego. Obecnie prowadzi Pracownię Form Złotniczych (studia II stopnia). Pracuje również w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach, gdzie prowadzi Pracownię Projektowania Biżuterii. Brał udział w ponad 200 wystawach zbiorowych w Polsce, Niemczech, Czechach, Austrii, Włoszech, Francji, na Węgrzech, Litwie, w Szwecji, Chinach i USA, ma na koncie 22 wystawy indywidualne. Jest laureatem 10 i jurorem 14 konkursów złotniczych. Jego prace znajdują się w zbiorach: Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, Muzeum Miedzi w Legnicy, Galerii Sztuki w Legnicy, Muzeum Bursztynu w Gdańsku, Muzeum Bursztynu w Rybnitz-Damgarten (Niemcy), Muzeum Bursztynu w Nidzie (Litwa), Muzeum Okręgowym w Sandomierzu oraz wielu kolekcjach prywatnych na całym świecie. Projektuje biżuterię, przedmioty użytkowe oraz małe formy rzeźbiarskie.

Wywodzi się pan z łódzkiego środowiska artystycznego. Czy w pana twórczości wybrzmiewają echa powojennej awangardy, która w pana macierzystej uczelni – Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi – zyskała szczególny wymiar dzięki postaci Władysława Strzemińskiego?

Kiedy studiowałem, w akademii pracowały jeszcze osoby, które były uczniami Władysława Strzemińskiego. Miało to wpływ na sposób kształcenia. Długo nie mogłem się uwolnić od projektowania geometrycznych, bardzo uporządkowanych form. Ta logika, precyzja w projektowaniu, pewien minimalizm ciągle widoczne są w mojej twórczości. Jako pedagog, artysta, spotykam się z różnymi postawami i poglądami na sztukę. Ważne są podstawy, konsekwencja w działaniu. Studia zbudowały tę bazę i do dzisiaj się na niej opieram.

pj-042022a-908305-345336

PWSSP w latach 90. przekształcona została w Akademię Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, gdzie obecnie prowadzi pan Pracownię Form Złotniczych. Jak dziś wygląda w Polsce edukacja w kierunku projektowania i tworzenia biżuterii?

Jeszcze jako student w 1985 r. zacząłem pracę w tej uczelni. Wtedy była to jedyna jednostka kształcąca w tej specjalizacji w Polsce. Z Pracowni Biżuterii i Galanterii umiejscowionej w Katedrze Ubioru przekształciliśmy się najpierw w Katedrę Biżuterii, a obecnie jesteśmy Instytutem Biżuterii kształcącym kompleksowo w tym obszarze. Nie jesteśmy już jedyni, ale jesteśmy największą jednostką kształcącą w tej specjalizacji w kraju. Wiele lat prowadziliśmy studia niestacjonarne i znacząca część środowiska projektantów biżuterii to ich absolwenci. Prowadzimy też studia podyplomowe. Obecnie w uczelniach w Gdańsku, Wrocławiu, Szczecinie, Koszalinie i Katowicach jest też możliwość kształcenia w tym kierunku, ale są to jednak pojedyncze pracownie. Niewątpliwie możliwości edukacji w tej specjalizacji znacznie się zwiększyły.

Na wystawie indywidualnej „Na własną rękę” otwartej podczas Legnickiego Festiwalu Srebro zgromadził pan ponad sto obiektów z różnych etapów twórczości. Większość z nich podzielona jest na bardzo spójne ideologicznie i stylistycznie kolekcje, m.in. „5x8” i „Hand rings”. Obecnie tworzy pan wyłącznie seriami, czy też zdarza się panu projektować pojedyncze przedmioty?

Była to już moja trzecia wystawa w Legnicy. Składała się też z trzech części: wybranych prac archiwalnych (w pewien sposób spójnych z nowymi pracami) i dwóch nowych kolekcji. Na wystawę specjalnie przygotowałem kolekcję „5x8”. Niestety z powodu COVID-19 wystawa została przesunięta o rok. Był więc czas, aby powstała kolejna kolekcja – „Hand rings”. Mimo dużych stylistycznych różnic obie kolekcje nawzajem się uzupełniają. Jedna mówi o złym, druga o dobrym dotyku. Szczególnie teraz, kiedy za naszą granicą trwa wojna, czujemy się zagrożeni i ten dobry dotyk, dający nam poczucie bezpieczeństwa, jest bardzo potrzebny. Prace powstają pod wpływem jakiegoś impulsu. Czasami jest to jakaś sytuacja, czasami temat konkursu. Z reguły powstaje niewielki cykl prac. Tylko indywidualne wystawy dają sposobność, aby powstawały spójne grupy z kilkudziesięciu prac. Czasami po latach wracam do pewnych tematów i rozbudowuję cykle, ale oczywiście powstają też pojedyncze realizacje.

Centralną część wystawy w Legnicy stanowiła najnowsza seria biżuterii na śródręcze „Hand rings”, powstała w latach 2021-2022. Skąd pomysł na tę kolekcję?

Ta najnowsza kolekcja powstawała w czasie pandemii. Bezpośrednie kontakty zastąpiły różne komunikatory. Szybko zauważyliśmy, jak destrukcyjnie zaczyna to na nas działać. Dotyk jest nam niezbędny do normalnego funkcjonowania. Powstała kolekcja obiektów do noszenia na śródręczu, które mają ten dotyk stymulować. Trzymanie czegoś w dłoni zwiększa nasze poczucie bezpieczeństwa, uspokaja. W dzisiejszej, bardzo niestabilnej sytuacji, zamiast w dłoni trzymać smartfon i nerwowo przeglądać internet, lepiej się zrelaksować, masując się kamienną kulką umieszczoną w zaprojektowanej do tego biżuterii.

Zainteresowała mnie różnorodność minerałów, które wykorzystał pan do stworzenia najnowszej kolekcji. Obiekty zawierają elementy wykonane m.in. z kwarcu różowego, lapis lazuli, agatu, aragonitu, labradorytu, kryształu górskiego. Dlaczego do wykonania większości prac zdecydował się pan wykorzystać właśnie minerały?

Kamienie wykorzystuję w biżuterii od dawna. Kiedyś sam jeździłem, zbierałem je i obrabiałem. Są dla mnie symbolem natury, jej siły. Kiedy idę plażą, lubię trzymać kamień w dłoni. To jeden z powodów, dla których powstała kolekcja „Hand rings”. Różne kamienie/kolory wynikają z formy obiektów. Chciałem, aby różne materiały uczyniły ją bardziej różnorodną, by każdy mógł znaleźć w niej swój ulubiony minerał/kolor. Większość kamieni – wszystkie kule w kolekcji – da się wymieniać, można więc też indywidualnie dobrać kamień czy nosić różne w różnych sytuacjach.

Czy mógłby pan jeszcze przybliżyć koncepcję broszek „5x8”? Do czego odwołuje się ten tajemniczy tytuł?

Pierwsze cztery prace z tej kolekcji powstały na wystawę poświęconą Katarzynie Kobro, żonie Władysława Strzemińskiego, doskonałej rzeźbiarce. Projektując swoje formy, wykorzystywała proporcję 5x8, wziętą z ciągu Fibonacciego, nazwaną przez nią proporcją harmoniczną. Stąd tytuł cyklu. To proporcje bliskie „złotemu podziałowi”, pozornie więc powinny symbolizować doskonałość. Jej trudne życie symbolizowała ta srebrna ramka z cierni. Kiedy byłem w Izraelu i zobaczyłem mury między Betlejem a Jerozolimą, zaczęły powstawać nowe prace z tego cyklu. Większość ważnych tematów związanych jest z czyimś cierpieniem, a cierniowa ramka robiła czytelniejszymi zawarte w niej komunikaty. Te ramki to także symbol zamykania się większości z nas w bańkach informacyjnych. Powstała pokaźna kolekcja broszek odnoszących się do różnych aktualnych problemów. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że trudno było mi się od takiego sposobu opisywania świata uwolnić. Dla równowagi powstała więc kolekcja „Hand rings”. Próba tworzenia form zawierających określony przekaz jest dla mnie ważna. Staram się jednak nie tworzyć zbyt dosłownych form, aby odbiorca/użytkownik miał pole do własnej interpretacji.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wójcik-Korbas