Alternatywa dla masowej produkcji

Na temat bursztynowej biżuterii i biżuterii z bursztynem rozmawiamy z Andrzejem Adamskim, właścicielem Pracowni Jubilerskiej A2. Artysta jubilerstwem zajmuje się zawodowo od 1976 roku. Jego motto sprowadza się do dwóch słów – radość tworzenia. W większość projektów Andrzeja Adamskiego znajduje się bursztyn. Jego prace znajdują w zbiorach Musee d'Historie Naturelle w Neuchatel w Szwajcarii oraz Muzeum Bursztynu w Kaliningradzie.

pj-2014-02-18

Polski Jubiler: Problemy z dotarciem do bursztynu wpływają na ceny bursztynowej biżuterii. Jak według pana będzie w najbliższym czasie wyglądała sytuacja na rynku bursztynowej biżuterii autorskiej?

Andrzej Adamski: Biżuterią autorską z bursztynem w pełnym tego słowa znaczeniu od lat zajmowała się i zajmuje nieliczna grupa twórców. Każdy z nas ma inny do bursztynu stosunek i akcentuje inne jego walory. Problemy z pozyskaniem i wyselekcjonowaniem odpowiedniego surowca, a co za tym idzie jego obecna cena, z całą pewnością sprawią, że będzie to bariera dla nowych i młodych twórców. A szkoda! Jest to obszar, gdzie powstają głównie prace jednostkowe, będące alternatywą dla masowej produkcji.

Jakich zmian w branży bursztynniczej można spodziewać się w nowym roku?

Problemy, o których pani wcześniej wspomniała, w świetle ostatnich wydarzeń na Ukrainie, pogłębią kryzys surowcowy. Ale oznaki nadchodzącego kryzysu zarysowywały się już dużo wcześniej. Wtedy też był czas na zdecydowane działania na rzecz wydobycia bursztynu, zamiast tylko pompować marketingowy balon „światowego mocarstwa”. Zabrakło wyobraźni, a skutki tych zaniechań odczuwamy dziś. Zmian bym nie oczekiwał, gdyż większość działań na różnych płaszczyznach koordynują od lat ciągle te same osoby, odpowiedzialne w dużej mierze za obecny stan. Potrzebna jest zmiana mentalności. Wspieranie i kreowanie tylko kilku dużych firm jest polityką błędną i krótkowzroczną.

Biżuteria bursztynowa jest jednym z naszych najlepszych dóbr eksportowych. Jest bardzo chętnie kupowana zarówno przez Europejczyków, jak i Azjatów. A czy Polacy chętniej sięgają po biżuterię wykonaną z „polskiego skarbu”?

Biżuteria z bursztynem i bursztynowa w skali kraju w większości salonów stanowi średnio 10-15 proc. całego oferowanego asortymentu. W ich ofercie przeważają formy „sprawdzone” od lat lub też jest to „importowany” quasiwspółczesny design, do którego bursztyn jest tylko kolorowym dodatkiem. Klienci nie mają tam zbyt dużego pola manewru. Niestety duża część producentów i handlowców oferuje bursztyn „zmaltretowany” do granic wytrzymałości lub inne żywice pod jego postacią. Niwecząc w ten sposób pracę wielu pokoleń zajmujących się bursztynem. Ale jest to efekt tolerowania przez lata takich zachowań przy jednoczesnym braku edukacji odbiorcy. Na ten problem zwracałem uwagę na państwa łamach już 2009 roku. Pisane i publikowane obecnie „Listy otwarte” są ważne, tyle że spóźnione o parę lat.

Duże kontrowersje wywołało przyznanie głównej nagrody w konkursie Amberif Design Award Ninie Kupniewskiej i Dariowi Dalessandro. Jak pan ocenia werdykt jury?

Kuriozalne i groteskowe jest uzasadnienie werdyktu przez jury! Bursztyn i konkurs nie jest i nie powinien być na pewno pretekstem do debaty „o naszej postawie wobec miesiączkowania”. A jeżeli jest inaczej, to zorganizujmy sympozjum „Bursztyn jako pozostałość po obfitym periodzie drzew iglastych sprzed 40 mln lat”. Za rok konkurs – „Bursztyn a gender”. Jury niech obraduje pod przewodnictwem Anny Grodzkiej, która byłaby też w świetle powyższego idealnym Ambasadorem Bursztynu.

Wszak „Bursztyn jest kobietą”, jak można było przeczytać na jednym z portali. Konkurs, a także werdykty jurorów, powinny stwarzać przestrzeń do dyskusji o sztuce designu, a nie być wyścigiem kto bardziej zaszokuje – twórcy czy jurorzy. Kopiowanie w bursztynie niektórych przedmiotów użytkowych, tak jak uporczywe łączenie go z tworzywami sztucznymi, powtarzane jest od kilu lat i raczej obniża jego prestiż jako naturalnego surowca jubilerskiego niż wnosi coś nowego. Może już pora podsumować dotychczasową działalność odpowiadającego za przebieg i kształt konkursu jego kuratora – chyba nie jest to funkcja dożywotnia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że konkurs i bursztyn są dla niego elementami kreowania własnego wizerunku. Ale czy na to stać włodarzy miasta i decydentów – przyjmujących od lat pozycję klęczącą przed „autorytetem” kuratora? Obawiam się, że nie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Andrzejczak