Artykuły z działu

Przeglądasz dział LUDZIE BRANŻY (id:52)
w numerze 03/2020 (id:180)

Ilość artykułów w dziale: 2

pj-2020-03

Biżuteria autorska nie ma łatwo

Rozmowa z Mariuszem Pajączkowskim, artystą złotnikiem, właścicielem Galerii Otwartej w Sandomierzu. Wyrobem biżuterii zajął się jeszcze w czasie studiów w 1982 r. Od ponad 20 lat gromadzi dane i zdjęcia z wydarzeń związanych ze współczesną sztuką złotniczą, jest kuratorem wielu wystaw biżuterii i fotografii.

pj-2010-03v-03

Polska branża jubilerska z całą pewnością jest tym z segmentów rynku, które najdotkliwiej odczuły skutki pandemii. Polscy artyści muszą stawić czoło nowym problemom i podjąć walkę o zachowanie pozycji na rynku. Jak w „nowej normalności” powinna zachować się polska branża złotnicza?

To pytanie dotyczy działań o bardzo różnej skali. Branża to hurtownie, sieci sklepów, ale też małe pracownie, w tym pracownie artystów. Nie ma uniwersalnej drogi. O „dużych” niewiele mogę powiedzieć. Na pewno bywa różnie. A małe pracownie, jeżeli są mądrze prowadzone, na razie w większości sobie radzą. Tak wynika z moich rozmów ze znajomymi. Część artystów stworzyła nowe kolekcje, inni ograniczyli wydatki. Ci, którzy prowadzą działalność gospodarczą, skupili się na pozyskiwaniu środków z „tarcz” różnego rodzaju. To kilka-kilkanaście tysięcy złotych. Ci, którzy zatrudniali pracowników, mogli skorzystać również z dofinansowania PFR, a to już kilkadziesiąt tysięcy złotych lub więcej, w zależności od liczby zatrudnionych. Tak np. przy trzech pełnoetatowych pracownikach to 108 tys. zł. Kwota ta, dzielona na 12 miesięcy, pomoże w bieżących działaniach. Są też inne fundusze. Niestety, ta pomoc nie dotyczy wszystkich. Znam osoby, którym jest naprawdę ciężko. Nie sposób dziś odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, nie ma jak wszystkim dobrze poradzić.

Jak ocenia pan skutki pandemii na rynku biżuterii autorskiej w Polsce?

Cóż, nie jest łatwo. Można w skrócie uznać, że przynajmniej trzy miesiące tego roku to prawie zerowa sprzedaż. Jak będzie dalej? Czas pokaże. Jest źle, nie będzie dobrze. Nie odbyły się wiosenne targi w Gdańsku, spadły obroty na targach w Krakowie. Kolejne imprezy targowe przed nami, ale niosą chyba więcej niepokoju niż nadziei na poprawę sytuacji.

Jak pan, artysta, właściciel galerii, pracodawca, a przede wszystkim złotnik, ocenia działania rządu mające pomóc polskim przedsiębiorcom w walce ze skutkami pandemii?

Na to pytanie mogę odpowiedzieć tylko częściowo. Galeria Otwarta skorzystała ze zwolnień i dofinansowań. Dzięki temu przetrwaliśmy najtrudniejsze miesiące. Czas wakacji przyniósł nadspodziewany ruch w galerii i wyraźny wzrost sprzedaży. Biżuteria autorska ma naprawdę dużą grupę miłośników. Jednak ostatni czas wiążemy ze specyficzną sytuacją, związaną z faktem, że wielu rodaków wybrało wypoczynek w kraju. Jesień nie będzie już tak przyjazna. A odpowiadając wprost na zadane pytanie: bez wspomnianych zwolnień, w tym z ZUS, obniżki czynszu itd., byłoby źle. Czyli z naszego punktu widzenia działania osłonowe pomogły. A czy był potrzebny niemal dwumiesięczny lockdown? Tego nie skomentuję, bo musiałbym pisać o zakazach dla rowerzystów, leśnych turystów itd. i mielibyśmy zaraz dyskusję „polityczną”.

Polscy artyści złotnicy zawsze niezwykle kreatywnie radzili sobie z problemami, jakie napotykali na swojej drodze, znajdowali rozwiązania, które pozwalały na rozwój sztuki. Czy i obecnie możemy liczyć na głos polskich artystów złotników, którzy zaskoczą nas innowacyjnymi rozwiązaniami?

Hmm… Głos polskich artystów złotników jest coraz słabiej słyszalny. Oczywiście jest grupa, której nie trzeba mobilizować, aby usłyszeć ich zdanie. Przykładem niech będzie lista uczestników projektu „Moim zdaniem. Wystawa biżuterii z komunikatem”. Z tym, że coraz wyraźniej słychać echo pustej sali po ich wypowiedziach. I jest to głos kreatywnych twórców, nie innowatorów. Od kilku lat widzimy, że gasną inicjatywy, które często mają długą historię. Doświadczają tego organizatorzy spotkań w Legnicy, Poznaniu, również u nas, w Sandomierzu. Zamiera działalność STFZ, nowe pomysły gasną po krótkim czasie, liczba wystaw maleje, goście wernisaży mają wokół siebie coraz więcej pustej przestrzeni, pozostaje wino w kieliszkach…

Czy polska sztuka złotnicza, według pana, będzie dziś dostępna już przede wszystkim w sieci? Czy wystawy, nowe kolekcje biżuterii będziemy podziwiać głównie w świecie wirtualnym?

Cóż, mam problem z tym pytaniem. Bo czy dziś mamy w polskim internecie wiele miejsc, w których możemy zobaczyć sztukę złotniczą? Znane są inicjatywy, dzięki którym ma to się zmienić? Możemy zobaczyć cenne kolekcje, zbiory lub nowości, które na miano sztuki złotniczej zasługują? Aby cokolwiek zobaczyć, trzeba czasami naprawdę poszukać. Co innego biżuteria pokazywana w sklepach internetowych, ale czy tego dotyczy pytanie? Lata temu Janek Suchodolski stworzył bardzo ciekawy projekt, sklep internetowy – www.925.pl. Poza celem komercyjnym była to bardzo interesująca kolekcja reżyserowana przez Janka. Ale – była. Dziś jest kilka zwracających uwagę „galerii internetowych”, ale realizacje bardzo dobrych projektantów są w nich przemieszane z pracami, delikatnie mówiąc, wtórnymi. Zatem odpowiadając: może tak, ale chyba nieprędko.

Coraz więcej właścicieli salonów jubilerskich i galerii z biżuterią autorską podejmuje decyzję o zamknięciu działalności. Czy według pana biżuteria autorska, powoli znikająca z ulic polskich miast, będzie miała szansę na reaktywację?

Szansę – tak. Możliwości – dużo mniejsze. Dlaczego? Bo taka reaktywacja wymaga czasu i konsekwencji. Od ponad 10 lat prowadzę Galerię Otwartą i widzę, jak wiele pracy wymaga stworzenie miejsca, do którego goście będą wracali i które będą sobie wzajemnie polecali. Galeria biżuterii autorskiej to nie jest standardowe miejsce sprzedaży. Tu reklama szeptana jest najskuteczniejsza. Galeria biżuterii autorskiej to nie jest biznes. To przede wszystkim miejsce, które ma godnie reprezentować autorów, prowadzone przez pasjonatów mających sporą wiedzę. I tylko takie miejsca, przy autentycznym zaangażowaniu gospodarzy, mają sens. Dziś, mimo znacznego ograniczenia przestrzeni ekspozycyjnej, udaje się (w normalnych warunkach) prowadzić działania z sukcesem i bezpieczeństwem finansowym. Dlatego uważam, że tylko stworzenie wielu galerii oraz licznych wydzielonych stoisk w sklepach jubilerskich daje szansę na wspomnianą reaktywację. W Sandomierzu nie jesteśmy wyjątkowi, skoro nam się udaje, uda się z pewnością wielu innym i w innych miastach.

Przed nami targi Amberif, które mimo przeszkód oraz obostrzeń sanitarnych odbędą się Gdańsku od 26 do 29 sierpnia. Czego spodziewa się pan po tym wydarzeniu?

Targi Amberif to przede wszystkim wielkie i międzynarodowe targi bursztynu. Projektanci mają tu swoje miejsce, ale trudno osobie, która nie pracuje z bursztynem, czegoś się spodziewać. Trzymam kciuki za sukces finansowy złotniczej braci. To dla wielu bardzo ważne dni.

Jakie ma pan plany na najbliższą przyszłość?

Mnóstwo. Po pierwsze muszę zadbać, aby chwilowo niesprawna prawa ręka jak najszybciej znowu była przydatna w pracowni. Przed nami kolejne wystawy projektu „Moim zdaniem. Wystawa biżuterii z komunikatem”. Z Konina prace jadą do Zielonej Góry (to już siedemnasty pokaz), potem na szlaku kolejne muzea. Czeka nas wielka praca przy katalogu podsumowującym projekt i choć do jego wydania pozostał jeszcze rok, już nastał czas na prace redakcyjne. No i… powoli rodzi się kolejny pomysł. Kilka informacji przemyciłem odpowiadając na poprzednie pytania, ale jeszcze nie czas na szczegóły.

Dziękuję za rozmowę 

Rozmawiała Marta Andrzejczak

Lockdown był niczym odcięcie tlenu

Rozmowa z Iloną Rosiak, dyrektor Galerii YES, o polskiej biżuterii autorskiej

pj-2010-03v-01

Artyści złotnicy są tymi, którzy niezwykle dotkliwie odczuli skutki pandemii. Można powiedzieć, że branża jubilerska jest jednym z segmentów rynku, które najbardziej ucierpiały na skutek kryzysu spowodowanego koronawirusem. I stąd moje pytanie: jak wygląda sytuacja na polskim rynku biżuterii autorskiej? Czy Polacy wrócili do zakupów biżuterii?

Rzeczywiście obecna sytuacja epidemiologiczna, a szczególnie pierwsze tygodnie trwania pandemii i narodowy lockdown, spowodowały, że niemal wszystkie gałęzie gospodarki oraz funkcjonujące w ich obrębie branże solidnie ucierpiały. Jedyną formą sprzedaży był internet, ale jak wiadomo, nie każdy produkt czy usługa ma szansę tą drogą trafić do odbiorcy. Sprowadzając kontekst wyłącznie do naszego środowiska, twórców biżuterii, również było trudno. Szczególnie dla tych artystów, którzy nie rozwinęli swojej działalności w formie online. Dla Galerii YES izolacja społeczna w głównej mierze wiązała się z naszym priorytetowym działaniem – organizacją wystaw polskiej sztuki złotniczej. Nad tym ubolewaliśmy najbardziej. Ale szybko odnaleźliśmy się w nowych realiach. Wyszliśmy bowiem z założenia, że im szybciej znajdziemy rozwiązanie zastanego problemu, przeorganizujemy pracę zespołu i sposób funkcjonowania galerii, tym sprawniej pomożemy współpracującym z nami artystom oraz sobie samym. Właśnie dzięki temu z pełną odpowiedzialnością przyznać muszę, że nie tylko Polacy wrócili do zakupów biżuterii autorskiej, ale też z niej nie zrezygnowali. No może poza marcem, kiedy nasze społeczeństwo, a właściwie cały świat, opanował swoisty paraliż.

Decyzją rządu niemal na dwa miesiące zamknięte zostały tradycyjne punkty sprzedaży biżuterii. Część polskich firm przeniosła swoją sprzedaż w przestrzeń wirtualną. Galeria YES jako największa galeria oferująca biżuterię polskich artystów złotników także rozpoczęła strategię marketingową promującą sztukę w sieci. Czy można mówić o sukcesie podjętych przez państwa działań?

pj-2010-03v-01

Aktywność Galerii YES w sieci była obecna również przed pandemią, choć niewątpliwie w nieco mniejszym stopniu, ponieważ lwią część energii oraz uwagi skupialiśmy na sprzedaży stacjonarnej oraz organizowaniu wydarzeń. Dla nas lockdown był do pewnego momentu niczym odcięcie tlenu. Odebrano nam to, co kochamy najbardziej – kontakt z ludźmi, oswajanie ich ze sztuką złotniczą, aktywność wystawienniczą, która pozwoliła nam w samym tylko 2019 r. zorganizować 12 wystaw oraz kilka innych wydarzeń związanych z biżuterią autorską poza Galerią YES. Internet więc okazał się jedynym z możliwych substytutów pracy, którą tak bardzo cenimy. Co się zaś tyczy sprzedaży, to zdecydowanie dzięki pracy całego zespołu Galerii YES – Alicji Iwańskiej oraz Alicji Wilczak i mojej skromnej osoby, a także wspierającej nas Marii Magdaleny Kwiatkiewicz, udało nam się osiągnąć duży sukces. I nie są nim wyłącznie bardzo satysfakcjonujące wyniki sprzedaży, ale dotarcie z ofertą do nowego grona odbiorców z całego kraju, a nawet zagranicy. Internat daje przecież możliwość globalnego zasięgu i wcale nie ogranicza budowania relacji z ludźmi. Kontakt mailowy czy telefoniczny również okazał się skuteczny, przyjemny i w pełni wartościowy.

Jak według pani rozwijać się będzie w najbliższej przyszłości polski rynek biżuterii autorskiej? Czy klienci znacznie częściej będą dokonywać zakupów w sieci?

Odpowiedzialność za rozwój rynku biżuterii autorskiej leży w naszych rękach. Co dokładnie przez to rozumiem? Otóż włączenie się w pracę zarówno artystów, podmiotów takich jak Galeria YES, jak i mediów. Jeśli wszyscy z pełnym zaangażowaniem zatroszczymy się o spersonalizowany kontakt z odbiorcami, dotrzemy do nich z atrakcyjnie podanymi informacjami na temat uprawianej przez nas sztuki, zachęcimy ich do wejścia w fantastyczny świat biżuterii, to możemy być pewni, że kategoria będzie się z sukcesem rozwijać, a grono jej odbiorców będzie nie tylko coraz większe, ale i bardziej świadome. W naszej galerii, zarówno w przypadku sprzedaży stacjonarnej, jak i tej online, hołdujemy idei storytellingu. A cóż, jak nie wykonywana ręcznie biżuteria autorstwa polskich artystów złotników, którzy czerpią inspiracje z tak wielu źródeł, może być tematem do opowiadania pięknych historii?! Nie wiem, czy klienci będą dokonywać zakupów częściej, ale nie mam cienia wątpliwości, że grono odbiorców będzie się poszerzać, że coraz więcej młodych ludzi doceni kunszt i design biżuterii autorskiej. Wiem też, że wiedza na temat sztuki złotniczej oraz tworzących ją artystów pozwoli na większe docenienie ich prac, co również pozytywnie wpłynie na wyniki sprzedaży. Nie możemy jednak zapomnieć o aktywnym promowaniu tej dziedziny poprzez wiedzę, wychodzenie z ofertą ku klientowi i cały pakiet serwisu posprzedażnego, takiego jak spersonalizowany kontakt, uwzględnianie reklamacji, pomoc w realizowaniu indywidualnych zamówień.

Czy w zaistniałej sytuacji dostrzega pani jakieś pozytywne strony?

Jestem realistką. Zdecydowanie wolę poszukiwać konstruktywnych i mądrych rozwiązań, zamiast mnożyć problemy i opłakiwać wydarzenia, na które w żadnej mierze nie mam wpływu. Wśród pozytywów tej trudnej dla całego kraju sytuacji widzę sprawną adaptację do nowych realiów. Proszę jednak nie mylić tego z syndromem wyparcia i zaklinaniem rzeczywistości. Ona wymaga od nas nowych form działalności, nowych standardów pracy i nowych pomysłów na zaistnienie w świecie online. Ze wszystkimi można, a nawet trzeba się zmierzyć i realizować projekty jak najlepiej! Nie zakładajmy, że skoro ludzie uwielbiali przebywać ze sztuką w przestrzeni galerii, to nie pokochają odwiedzać jej w wersji online. Może właśnie dzięki przeniesieniu jej do świata wirtualnego zyskamy szanse dotarcia do nowego, młodszego, a przede wszystkim międzynarodowego audytorium? Obecnie pracujemy nad pierwszą po pandemii wystawą, która z pewnością wniesie nową jakość na gruncie organizacji, promocji i percepcji. Owszem, będzie ją można zobaczyć osobiście, odwiedzając galerię, ale zapewnimy równie bezpieczne warunki jej percepcji online. To również dla nas pozytywna zmiana, bo zbyt kurczowo dotychczas trzymaliśmy się standardowych sposobów eksponowania sztuki złotniczej. Będą filmy, relacje online, interaktywne katalogi. Z pewnością najbardziej interesująca będzie dla nas reakcja odbiorców. Dlatego dokładamy wszelkich starań, aby nie zawieść ich oczekiwań.

Galeria YES to przede wszystkim miejsce promocji polskiej sztuki złotniczej. Są państwo organizatorami wystaw, mecenasami sztuki złotniczej. Jak zmieni się państwa podejście do promowania polskiego złotnictwa w czasach, gdy Polacy niechętnie uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych?

Prawdę mówiąc, nie dostrzegam tej niechęci. Wręcz przeciwnie. Tego lata odwiedziło nas bardzo wielu gości, ale przybywali do nas indywidualnie bądź w gronie rodziny czy przyjaciół. Każdemu gościowi poświęcamy czas i zapewniamy oprowadzanie kuratorskie po wystawie. To były i są nasze standardy, z których z pewnością nie zrezygnujemy w przyszłości. Jedyną zmianą są maseczki na twarzach i przyłbice. Całkiem niewielki kompromis, na który nietrudno się zdobyć dla sztuki. Nasze podejście do promowania sztuki zmieni się jednak znacząco, bo jeszcze silniej zaznaczymy obecność Galerii YES oraz biżuterii w sieci. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Będziemy testować różne technologiczne nowości, wybierając docelowo te, które swoją formą nie zdominują priorytetowej treści, jaką niesie z sobą biżuteria.

Dziękuję za rozmowę. 

Rozmawiała Marta Andrzejczak