Artykuły z działu

Przeglądasz dział LUDZIE BRANŻY (id:52)
w numerze 11/2010 (id:92)

Ilość artykułów w dziale: 1

Biżuteria jest symbolem

„Polski Jubiler”: Polski rynek jubilerski zmienia się niezwykle dynamicznie. Firmy zajmujące się produkcją biżuterii starają się stworzyć biżuterię, która będzie cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród kupujących, projektanci eksperymentują z formami, aby nadać swoim kosztownościom niecodzienny charakter. Jednocześnie słychać opinię, że klienci zainteresowani są kupnem najtańszego rodzaju biżuterii. Jak pana zdaniem będzie w najbliższym czasie rozwijał się polski rynek biżuteryjny?

Andrzej Bielak, prezes Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych: Zawsze będą klienci na biżuterię najtańszą i drogą. Pytanie dotyczy chyba raczej proporcji między tymi segmentami. Wszystkie wskaźniki ekonomiczne w ostatnich 20 latach wskazują, że społeczeństwo się bogaci, mimo zawirowań, kryzysów itp. Moim zdaniem popyt na droższą biżuterię będzie rósł, choć na pewno zawsze będą amatorzy taniej, popularnej biżuterii.

Obecnie mamy do czynienia w naszym kraju niemal z całkowitym zanikiem szkół zawodowych, których absolwenci mogliby podejmować pracę w pracowniach jubilerskich. Jak pana zdaniem na to zjawisko wpłynęła sytuacja na rynku?

To jedna z najważniejszych bolączek polskiego złotnictwa – brak zorganizowanego, programowego, systematycznego kształcenia zawodowego. Przy czym nie jest to zanik – bo takich szkół nigdy nie było, to po prostu dziura w kształceniu. Stąd zdecydowana większość osób wykonujących zawód złotnika jest przyuczana do zawodu. Także rzemiosło kształcące uczniów i czeladników nie do końca wypełnia swoje zadanie. Ten problem ujawnił się ostatnio szczególnie ostro – mamy trzy wyższe uczelnie kształcące projektantów biżuterii, dostają się na nie osoby bez przygotowania zawodowego. W Niemczech na przykład, aby zdawać do wyższej szkoły, trzeba mieć ukończoną trzyletnią regularną szkolę zawodową lub rzemieślnicze papiery – przy czym szkolenie w niemieckim rzemiośle jest na bardzo wysokim poziomie. Znam te sprawy dość dobrze, ponieważ kilka lat temu próbowałem z przyjacielem otworzyć 3-letnią, pomaturalną, złotniczą szkołę zawodową.

Obserwując rynek jubilerski, można zauważyć tendencje, że coraz częściej tworzeniem biżuterii zajmują się amatorzy. Szkoły czy specjalistyczne kursy projektowania biżuterii cieszą się coraz większym zainteresowaniem wśród młodych osób. Czym można wytłumaczyć takie zjawisko?

To moda i próba dorobienia do pensji. Na pewno jest spora grupa autentycznych hobbystów, ale większość zaczyna, jak to pani nazwała, „tworzyć” i „projektować biżuterię” w celach komercyjnych. Proszę zobaczyć, ile jest różnego rodzaju sklepów z nawlekankami w internecie. I z twórczością, i projektowaniem biżuterii nie ma to wiele wspólnego.


Zarówno twórcy, jak i producenci biżuterii podkreślają, że poziom artystyczny, ale przede wszystkim sposób wykonania oraz materiały użyte do wytworzenia biżuterii, którą możemy znaleźć na polskim rynku, reprezentują bardzo niski poziom. Czy istnieje według pana recepta na poprawę sytuacji w segmencie tak zwanej biżuterii masowej?

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że poziom artystyczny polskiej biżuterii jest niski. O nawlekankach nie wypowiadam się, bo się na tym nie znam, i wszystko jedno, czy są to przedmioty z małą dziurką (na nitkę), czy jak ostatnio bardzo modne z większą dziurą. Ten przykład pokazuje, że mając odpowiednie środki na reklamę, można sprzedawać wszystko w dużych ilościach (któryś poseł powiedział kiedyś słusznie, że „… wszystko kupi”). Poziom polskiej autorskiej biżuterii jest naprawdę dobry. Potwierdzają to także sukcesy komercyjne tej biżuterii w świecie. Nie do końca rozumiem, co to jest biżuteria masowa. Biżuteria z założenia ma być wyróżnikiem, symbolem inności, indywidualności; nie zgadzam się, że wszyscy muszą nosić wszystko i w dodatku to samo. Trzeba promować maksymalnie zróżnicowaną, indywidualną biżuterię, a jej niska cena powinna wynikać wyłącznie z użycia tańszych materiałów i technologii, w przeciwieństwie do wzornictwa, które zawsze powinno być na najwyższym poziomie.

Biżuteria cieszy się sporym zainteresowaniem wśród kupujących. Interesuje mnie jednak, jak wygląda sytuacja na polskim rynku złotniczym? Złotnicy należą bowiem w naszym kraju już do rzadkości. Co sądzi pan o rozwoju współczesnej sztuki złotniczej w naszym kraju?

Zaraz odpowiem, ale naprzód dygresja – kto to są złotnicy? Czy przez to rozumie pani rzemieślników zajmujących się złotnictwem? Czy osoby produkujące biżuterię w dużych firmach? Czy robiący tylko złoto? Czy też srebro? – bo w Polsce pojęcie srebrnik nie funkcjonuje. A co z jubilerami? Tu kłania się jeden z poprzednio poruszonych tematów – brak zorganizowanego szkolnictwa zawodowego. My w Polsce nie mamy nawet uporządkowanego słownictwa branżowego. Każdy jest złotnikiem, twórcą, projektantem, a na rynku jest wyłącznie artystyczna autorska biżuteria unikatowa. Wracając do tematu, faktycznie dobrych fachowców złotników – przy okazji – złotnik to osoba, która przy stole złotniczym, posługując się narzędziami i technikami złotniczymi, wykonuje przedmioty z metali szlachetnych – jest coraz mniej. Powody powyżej, ale z kolei, gdy podaż mała – łatwo znajdują zatrudnienie i zawsze znajdą się klienci zainteresowani ręcznie wykonaną biżuterią, a nie z Matriksa.


Społeczeństwo polskie po zakup biżuterii wybiera się do jubilera, który w powszechnej opinii jest specjalistą od wszelkiego rodzaju kruszców. W jego pracowni bądź salonie podejmuje się decyzje o kupnie wartościowych przedmiotów. W ostatnim czasie na naszym rynku pojawiły się galerie, w których można nie tylko podziwiać piękno biżuterii, ale także dokonać jej zakupu. Czy według pana wraz z pojawieniem się galerii zmieniło się podejście Polaków do biżuterii?

To ja znowu złośliwie – co to jest galeria? Miejsce sprzedaży dzieł sztuki, w tym także złotniczej? Galerię od sklepu jubilerskiego różnią małe karteczki z nazwiskami autorów przy każdym przedmiocie. Czy mamy na myśli duży dom towarowy, w którym różnorodne sklepy są rozmieszczone wzdłuż długich korytarzy, na wielu piętrach – stąd nazwa galeria? Jeżeli o to drugie chodzi, to nie wiem, bo tam nie bywam i nie mam żadnych obserwacji. I jeszcze – jubiler to nie złotnik, jubiler zajmuje się głównie kamieniami szlachetnymi.

Jak pan, jako prezes Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych, ocenia polski rynek wtórny? Czy możemy mówić o tym zjawisku w naszym kraju, a jeśli tak, to w co najlepiej lokować pieniądze – w biżuterię wykonaną z najdroższych kruszców, czy może w autorskie formy biżuteryjne, wykonane przez czołowych projektantów?

Ja się z rynkiem wtórnym w Polsce nie spotykam, wyłączając antykwariaty, giełdy staroci czy Allegro. To raczej kolekcjonerski rynek, „używaną” biżuterią z metali szlachetnych w Polsce na dużą skalę się nie handluje. Jeżeli już, to trafia do skupu jako złom – a więc wartość artystyczna nie ma znaczenia. Jeżeli lokować, to w sztabki – mają najlepszą relację ceny do wartości, a jeżeli w biżuterię, to wyłącznie autorską, której wartości nie wyznacza wartość użytych materiałów, lecz design, pomysł, nazwisko autora.


Projektanci i twórcy biżuterii mają problemy z wyegzekwowaniem praw autorskich do swojej biżuterii. Powszechnym zjawiskiem stało się niemal kopiowanie wzorów biżuterii przez innych autorów. Jakie zmiany w polskim ustawodawstwie powinny zaistnieć, aby własność intelektualna twórców oraz ich prawa majątkowe podlegały bezwzględnej ochronie?

To jest problem, on jest od zawsze i jeszcze długo będzie istniał. Odpowiedzią na to jest prawo autorskie, po ostatnich nowelizacjach w miarę nowoczesne. Jest jeszcze Urząd Patentowy – można tam chronić wzory, chociaż można też tam robić nadużycia jak jedna z polskich firm. Ważne, żeby prawo było szybko i skutecznie egzekwowane, a nadużycia piętnowane. Osobiście uważam, że najlepszą obroną jest ucieczka do przodu, tak, aby kopistów zostawiać zawsze z tyłu.

Rozmawiała Marta Andrzejczak