Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 01-02/2010 (id:84)

Ilość artykułów w dziale: 1

Moja praca to moja pasja

Rozmowa z Pawłem Wasiem

“Polski Jubiler”: Jest pan uhonorowany wieloma nagrodami, m.in. pierwszą nagrodą w konkursie złotników i jubilerów “Bursztynowe rzemiosło” w 2008 roku, a ostatnio pańska biżuteria została “Klejnotem polskiej biżuterii”. Jaki wpływ na pana sztukę mają otrzymane nagrody? Czy mobilizują one do dalszej pracy, czy może wprost przeciwnie – sprawiają, że osiada pan na laurach?


Paweł Waś: Prace konkursowe przygotowuję ze szczególną uwagą. W każdej z nich staram się nie tylko oddać temat konkursu, ale również przedstawić swój warsztat. Zdaję sobie sprawę, że prace są oceniane przez profesjonalne grono ekspertów w dziedzinie sztuki złotniczej i rzemiosła. Są to osobowości z wieloletnim doświadczeniem w branży. Ich zdanie i ocena są dla mnie bardzo ważne. Wyróżnienia moich prac są bardzo mobilizujące i sprawiają, że sam wymagam więcej od siebie. Natomiast wyróżnienie w konkursie “Klejnot polskiej biżuterii” jest dla mnie szczególne. Nagroda przyznana przez publiczność jest wyjątkowym komplementem – przekonuje mnie, że to, co robię, podoba się i znajduje uznanie szerszego grona odbiorców, a nie tylko moich klientów i ekspertów.

Skąd wzięło się u pana zainteresowanie biżuterią? Jak doszedł pan do decyzji, że pana życie zostanie podporządkowane tworzeniu kosztowności?

Od kiedy tylko pamiętam, zawsze byłem wrażliwy na piękno. Wywodzę się z rodziny, w której przez pokolenia przeplatały się sztuka i rzemiosło. Już jako młody chłopak pomagałem swojemu tacie w jego pracowni zegarmistrzowskiej. Zawsze interesowało mnie, jak powstają tak małe i skomplikowane mechanizmy wykonane ludzką ręką, aż do momentu, gdy przechodząc Nowym Światem, zatrzymałem się przed witryną antykwariatu jubilerskiego. W jednej chwili uwiodły mnie majstersztyki znajdujące się na wystawie. Zapragnąłem posiąść wiedzę o tworzeniu takich małych dzieł sztuki. Gdy zacząłem terminować u mistrza Śniegockiego, to już po pierwszym dniu wiedziałem, co chcę robić w życiu.

Pana biżuteria wyróżnia się wyrafinowanym i eleganckim wzornictwem. Skąd czerpie pan inspiracje do tworzenia swojej biżuterii?

Jestem twórcą biżuterii klasycznej. Pielęgnuję tradycyjną sztukę złotniczą, która jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. W moich pracach widoczny jest warsztat starych mistrzów, którym staram się dorównać. Na moją obecną twórczość ogromny wpływ miał mój mentor – mistrz, pan Michał Śniegocki. To on pokazał mi piękno sztuki złotniczej. To on przekazał mi tajniki rzemiosła i wpoił ideę, która towarzyszy mi od początku mojej twórczości: “Najpierw poznaj i udoskonalaj swój warsztat, a dopiero potem Čbaw się w sztukęÇ”. Ponieważ kocham klasykę, to twórcy, tacy jak Lalique, Vever, G. Fouquet, L. Gaillard są dla mnie niedoścignionymi mistrzami. W ich twórczości odnajduję ducha epoki secesji, która jest najbliższa memu sercu. I właśnie w tej pełnej elegancji i subtelności estetyce staram się ująć naturę – największe i niewyczerpalne dla mnie źródło inspiracji. Oczywiście, najczęściej tworzę biżuterię stylizowaną na epokę, jednak nie odżegnuję się także od trochę nowocześniejszych form, ale nawet im staram się nadawać tradycyjny kunszt.


Jaką część procesu artystycznego lubi pan najbardziej, który moment w tworzeniu biżuterii sprawia panu najwięcej satysfakcji, a który przynosi najmniej zadowolenia?

Najwspanialszy jest dla mnie efekt końcowy. Jednakże zanim metal i kamienie zamienią się w majstersztyk, musi pojawić się natchnienie i pomysł, które czasami rodzą się bardzo długo. Kiedy jednak koncept przerodzi się w projekt, to czuję spełnienie i radość. Samo tworzenie biżuterii też jest interesujące i towarzyszy temu niecodzienna adrenalina. Myśl, że sekunda zawahania, jedno drżenie ręki, a cała praca pójdzie na marne, naprawdę potrafi podnieść ciśnienie. Im praca trudniejsza warsztatowo, tym większe zadowolenie towarzyszy w momencie jej zakończenia. Z drugiej strony najtrudniejszy i najsmutniejszy jest moment rozstania się z klejnotem, szczególnie gdy jest to wyjątkowo atrakcyjne dzieło. Wiem jednak, że moje prace trafiają w dobre ręce, do osób kochających piękną biżuterię i przywiązujących do niej szczególną wagę.

Jakiego materiału do produkcji biżuterii używa pan najczęściej?

Najchętniej pracuję w złocie, srebrze i platynie. Kocham kamienie szlachetne i chętnie sięgam po nie w swoich pracach. Istnieje wiele niedocenianych i rzadko wykorzystywanych do tworzenia kosztowności kamieni, takich jak turmalin, opal, chryzopraz, akwamaryna, ametyst, perły, korale, które coraz częściej znajdują moje uznanie. Od momentu wzięcia udziału w konkursie “Bursztynowe rzemiosło” na nowo doceniłem także urok bursztynu.

Pana biżuteria odpowiada na potrzeby, jakie stawiają przed twórcą współcześni odbiorcy – projektuje pan pierścionki zaręczynowe, obrączki. W ostatnim czasie można zauważyć tendencje, że Polacy zmieniają swoje upodobania i szukają niecodziennych wzorów i oryginalnych kosztowności. Jak postrzega pan zmianę, jaka dokonała się w mentalności Polaków w podejściu do biżuterii?


Gusta klientów są coraz bardziej wysublimowane. Ludzie coraz częściej poszukują czegoś wyjątkowego i nietuzinkowego. Jest to dla mnie powód do radości, ponieważ złotnicy tacy jak ja, którzy stawiają silny akcent zarówno na estetykę, jak i na warsztat, są w stanie zaspokoić te potrzeby. Obecnie klienci chętniej odwiedzają takie pracownie, w których każdy jest traktowany indywidualnie. Coraz więcej osób pragnie posiadać wyjątkowe rzeczy wykonane ręką znanego mistrza złotnictwa i chce mieć pewność, że będzie to jedyne takie dzieło na świecie. Hurtowo produkowane wyroby jubilerskie, sprzedawane w ogromnych ilościach w wielkich sklepach korporacyjnych rekinów szybko tracą na wartości.

Zwolennicy pięknej biżuterii przywiązują większą wagę do wartości zakupu, którą stanowi nie sama cena, ale przede wszystkim sposób i miejsce wykonania. Często zdarza się, że odwiedzają mnie klienci z przywiezionymi z dalekich podróży unikatowymi i przepięknymi kamieniami. Ich pragnieniem jest, aby uwiecznić je w sposób spełniający ich wizję oraz oczekiwania, na co chętnie przystaję. Chętnie również projektuję pierścionki zaręczynowe, które często stają się wręcz symbolicznym początkiem przygody z kunsztowną biżuterią. Wielu z tych klientów powraca do mojej pracowni.

Kim są odbiorcy pańskiej sztuki? Czy tworzy pan dla konkretnego klienta, który z całą pewnością znajdzie u pana w galerii coś dla siebie?

Moi klienci to przede wszystkim pasjonaci i kolekcjonerzy. Śmiało kilku z nich mógłbym nazwać mecenasami sztuki. Część moich prac to konkretne zamówienia dla konkretnych klientów i na konkretny cel, ale ogromna większość to prace powstałe po prostu z potrzeby tworzenia. Udaje mi się zaspokajać wiele gustów, chociaż jestem świadomy, że nie zaspokoję wszystkich. Część moich klientów to ludzie posiadający prawdziwą, antyczną biżuterię najznakomitszych mistrzów. Fakt zamawiania przez nich u mnie biżuterii jest dla mnie niemałym wyróżnieniem. Pomimo że moja pracownia znajduje się w małym podwarszawskim miasteczku – Błoniu, to mam klientów w całym kraju i poza jego granicami.

Jak pan, z racji swoich wieloletnich doświadczeń artystycznych, ocenia rynek biżuterii w Polsce? Jakie zmiany – pana zdaniem – będą miały miejsce w najbliższym czasie?

Jeśli rozmawiamy na temat rynku biżuterii z tej najwyższej półki – przez duże “B” – to jej zmiany i tendencje łatwo zaobserwować na konkursach organizowanych przy okazji wielkich wydarzeń branżowych. Od kilku lat obserwuję świetną promocję “odświeżonego” wizerunku bursztynu, szczególnie w twórczości Jacka Ostrowskiego. Rzadko już spotykane przywiązanie do szczegółu i perfekcyjny geometryczny design w pracach Marka Mikickiego.


Podziwiam oryginalność i innowacyjność w twórczości Jacka Byczewskiego, którego prace są dla mnie wzorowym przykładem współczesnego złotnictwa artystycznego. Natomiast powrót i sentyment do tradycji oraz klasycznego wykonawstwa i wzornictwa można podziwiać między innymi w niejednokrotnie nagradzanych pracach Roberta Ulańskiego, Romana Ochentala i Katarzyny Klimas na konkursach “Złoto i srebro w rzemiośle”. Coraz intensywniej widoczny staje się sentyment i tęsknota za przeszłością. Klasyka w każdej dziedzinie jest zawsze modna i poszukiwana. Reasumując – rynek polskiej biżuterii stale się rozwija. Wielu artystów nadal poszukuje.


Jednak powoli wyłaniają się osobowości w tej branży. Z pewnością dzięki swojemu talentowi, ale trzeba też podkreślić ogromną rolę prestiżowych wydarzeń branżowych i obecnych na nich mediów. W Polsce na przestrzeni wieków było wielu wybitnych złotników i twórców form złotniczych. Jednak część z nich musiała emigrować i nie wpłynęło to pozytywnie na rozwój ich twórczości. Marzyłbym, aby to się już nie powtórzyło, i żeby nasi wybitni twórcy i artyści (nie tylko biżuterii) mieli godne warunki do realizowania swojej pasji w kraju.


Co według pana jest najtrudniejsze w pracy artysty jubilera?

Sama twórczość jest czystą przyjemnością. Moja praca to moja pasja. Jedyne, nad czym ubolewam i co przysparza wiele trudności i wysiłku, to codzienne borykanie się z szarą rzeczywistością prowadzenia działalności gospodarczej i w tym samym czasie oddawania się sztuce.

Czym według pana jest biżuteria – sztuką czy rzemiosłem?

Z nazewnictwem i terminologią jest w mojej branży trochę zamieszania. Sztuka złotnicza przeniknęła do wielu rodzajów twórczości. Jest odbierana wielorako – bezpośrednio jako biżuteria użytkowa (ta noszona) i biżuteria artystyczna (ta do oglądania w galeriach sztuki), którą ja odczytuję jako oddalenie się od rzemiosła, a niekiedy wręcz jego zaprzeczenie. Próby skategoryzowania, podziału, nazewnictwa nie zmienią stanu faktycznego.

Biżuteria albo się podoba, albo nie. Z mojego wieloletniego już doświadczenia wynika fakt, że takim złotym środkiem jest połączenie tych dwóch, zdawałoby się różnych biegunów – sztuki i rzemiosła. Nie wyobrażam sobie tworzenia precjozów bez dogłębnego poznania warsztatu, czyli właśnie rzemiosła. Jednak biżuteria, którą wykonuję, to nie tylko warsztat i zdolności manualne, ale również zamiłowanie, talent i natchnienie. Czy to jest już sztuka, czy jeszcze rzemiosło? Niech ocenią to inni – dla mnie najważniejsze jest, że mogę realizować swoją pasję, nie musząc dbać o obowiązujące trendy. Nic ani nikt mnie nie ogranicza w mojej twórczości. Potwierdzeniem mojego kunsztu jest fakt posiadania coraz szerszej klienteli w Polsce i za granicą.

Rozmawiała Marta Andrzejczak