Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 01/2023 (id:192)

Ilość artykułów w dziale: 1

pj-2023-01

Stale szukam nowych rozwiązań

Rozmowa z Małgorzatą Chruściel-Waniek

Wprowadziła pani na rynek nowe kolekcje biżuterii. Co stanowiło dla pani inspirację przy ich tworzeniu? Czy mogłaby pani podzielić się z czytelnikami historią ich powstania?

pj-2023-01h-15

Z przyjemnością. Zacznę może od sygnetów inspirowanych twórczością Alfonsa Muchy. Secesja obok art déco to mój ulubiony styl w sztuce. W sypialni mam wydruki obrazów Muchy, patrzę na nie codziennie i już od dawna zastanawiałam się, jak mogłabym przenieść choć namiastkę jego twórczości do świata biżuterii. Nie chciałam robić klasycznej kamei, więc temat kiełkował w mojej głowie do momentu, w którym wpadłam na pomysł wykonania sygnetów. Ta forma wydała mi się idealna, nietuzinkowa, a jednocześnie uniseksowa. Na targach, na których byłam ostatnio, okazało się, że tymi konkretnymi modelami interesują się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Kolekcja „Unique” powstała przypadkiem.

Od lat śledzę zagraniczne fora i strony tematyczne przeznaczone dla złotników i jubilerów. Oglądam dużo instruktażowych filmów, doszkalam się. Na jednym z forów zobaczyłam biżuterię wykonaną techniką wosku traconego. Prace tam pokazane były inne niż wszystkie, które do tej pory znałam. Zachwyciła mnie organiczna faktura i jakby płynny kształt biżuterii. Na początku nie wiedziałam, czy prace są rzeźbione, frezowane czy może grawerowane. Nie wiedziałam, co to za technika, więc zaczęłam szukać, czytać i dowiedziałam się, że jest to starożytna japońska metoda wyrobu biżuterii.

Pewna złotniczka postanowiła przywrócić ją do życia i udało jej się odtworzyć skład wosku stosowanego ponad 1,3 tys. lat temu. Teraz ja mogę rozpowszechnić tę technikę w postaci biżuterii wśród polskich klientów. Wstęgi to kontynuacja mojej ostatniej fascynacji woskiem. Stale szukam nowych rozwiązań, form realizacji artystycznej. Najlepsze w złotnictwie jest to, że ciągle można uczyć się czegoś nowego, rozwijać i ulepszać swoją technikę. Przez wiele lat nie dostrzegałam wosku, a teraz okazał się moją miłością. Praca z nim daje mi dużo radości i nowych możliwości.

Moje prace można w zasadzie podzielić na te inspirowane dawną biżuterią i takie, dla których inspiracją jest natura. Na swoim koncie mam kolekcję górską (są to pejzaże), kolekcję „Kora”, gdzie najważniejsza jest faktura odzwierciedlająca korę drzew. „Wings” to biżuteria, dla której niedosłowną inspiracją były pióra. Są także kolekcje „Wild Berries”, „Magnolie”, „Symbiosis”, które są związane ze światem roślin. Od dawna chciałam stworzyć coś, co będzie nawiązywało do świata wodnego i tak powstały obrączki „Rafa koralowa”. Wszystkie kolekcje są wykonane w srebrze, część z nich w przyszłości chciałabym stworzyć w złocie.

Dla kogo stworzyła pani te kolekcje?

Zwykle tworzę biżuterię dla kobiet, choć kolekcje organicznych obrączek czy górskie motywy zawsze cieszyły się uznaniem panów. Nowe kolekcje są uniseksowe z założenia. Od pewnego czasu zwraca się do mnie coraz więcej mężczyzn i zamawiają biżuterię dla siebie. Bardzo podoba mi się, że moda zmierza w takim kierunku, że panowie czują potrzebę wyróżnienia się już nie tylko krawatem czy skarpetkami, ale coraz odważniej podchodzą do biżuterii. Nie boją się błyszczących kamieni i nietypowych, dużych form. Szukają oryginalnej, przyciągającej uwagę biżuterii. Kolekcje te są zatem dla wszystkich, a szczególnie dla fanów secesji, natury i dużych, organicznych form.

Jak niemal dwuletni okres pandemii wpłynął na pani twórczość?

Pierwsze miesiące pandemii były dla mnie, jak dla większości z nas, bardzo trudne. Klienci odwoływali zamówienia, nie odbywały się śluby, więc i obrączki się nie sprzedawały, nikt nie wiedział, co będzie dalej. Pracowałam tyle, ile mogłam w nowych warunkach. Nie było to łatwe, bo nawet jeśli pojawiała się możliwość zarobienia, to nie pracowały urzędy probiercze, więc w większości przypadków byłam pozbawiona możliwości sprzedaży swoich prac. Biżuteria jest dobrem luksusowym, ludzie stanęli w obliczu kryzysu i wydawało się, że nikt w takich czasach nie będzie myślał o biżuterii. A potem nagle wszystko ruszyło. Zwiększyła się liczba zamówień, klienci kupowali biżuterię lawinowo, tak jakby chcieli sobie zrekompensować poprzednie miesiące. Nie nadążałam z realizacją zamówień. Dotarło do mnie bardzo wielu nowych klientów. Sprzedaż ze stacjonarnych sklepów przeniosła się do internetu. Wielu nieprzekonanych klientów podjęło ryzyko zmiany swoich przyzwyczajeń i dostrzegło potencjał zakupów na odległość.

W czasie trwania lockdownów większość twórców przeniosła swoją działalność do świata wirtualnego – prezentowała w nim swoją biżuterię, uczestniczyła w wystawach. Czy z pani twórczością można zapoznać się w sieci?

Swoją działalność gospodarczą prowadzę od 18 lat i zawsze była ona związana przede wszystkim z internetem. Pierwsze prace sprzedawałam w najpopularniejszym portalu handlowym w Polsce, potem zaczęłam sprzedawać biżuterię przez galerie internetowe z autorską biżuterią i innym rękodziełem, a następnie przez swoją stronę internetową, która istnieje od 2007 r. Jeszcze parę lat temu jeździłam na targi, współpracowałam z różnymi galeriami, ale obecnie moje prace można kupić wyłącznie w sieci na mojej stronie www.gosiawaniek. pl i w Galerii YES w Poznaniu. Można mnie też bez problemu znaleźć w mediach społecznościowych.

Co sądzi pani o wirtualnym świecie jako miejscu prezentowania biżuterii? Czy dla branży złotniczej w Polsce cyfryzacja biżuterii, z pani perspektywy, jest szansą czy zagrożeniem?

Nigdy nie funkcjonowałam poza siecią. W internecie zawsze widziałam szansę na zaistnienie i możliwość dotarcia do setek tysięcy ludzi nie tylko w Polsce. Nie wyobrażam sobie, by we współczesnym świecie jakakolwiek firma mogła dobrze prosperować i rozwijać się bez udziału tego medium. Bardzo często zakup w sklepie stacjonarnym poprzedzony jest wcześniejszą wizytą na stronie internetowej lub w mediach społecznościowych. Te światy już po prostu nie funkcjonują osobno. Widzę natomiast coraz mniejsze zainteresowanie targami branżowymi. Nie sądzę, by internet całkowicie wyparł tego typu imprezy, ale na pewno zmieni się ich oblicze w najbliższych latach. Pandemia pokazała, że kultura i sztuka mogą sobie świetnie radzić w sieci.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Andrzejczak