Artykuły z działu

Przeglądasz dział LUDZIE BRANŻY (id:52)
w numerze 05/2022 (id:191)

Ilość artykułów w dziale: 2

PJ-2022-05

Nasz narodowy klejnot

Rozmowa z Cezarym Łutowiczem, artystą, który 50 lat temu dał światu krzemień pasiasty

pj-052022a-875499-633320

Jest pan artystą o niekwestionowanym talencie, dorobku i – co niezwykle ważne – wkładzie w zaistnienie w świadomości opinii międzynarodowej krzemienia pasiastego jako kamienia jubilerskiego. Ostatnio świętował pan pięćdziesięciolecie pracy twórczej, które jawi się jako pasmo okupionych ciężką pracą sukcesów. Stąd moje pytanie: jak ocenia pan te minione lata? Czy osiągnął pan wszystkie stawiane sobie cele?

Każda droga czymś się kończy, patrząc wstecz – to zbiór wydarzeń, dobrych, złych, spotykanie ludzi, którzy szydzili, ale i tych, którzy zachęcając, uczyli. Był czas, gdy ja z tym kamieniem wciskałem się w różne szczeliny. Teraz wiem, że to trzeba było przejść, aby otworzyła się Polska i świat na nowe dobro. Nieczęsto ludzkość chodząca już po Księżycu odkrywa kamień na Ziemi. Kamień tak świeży swoją innością, zachwycający urodą, rzadkością występowania oraz twardością. Przed czterema tysiącami lat był nieodzownym narzędziem w ręku człowieka.

pj-052022a-836429-393933

Z chwilą pojawienia się metali (brąz, żelazo) popadł na dziesiątki wieków w zapomnienie. Był używany do utwardzania polnych dróg. Jest takie powiedzenie, że obcy widzi więcej i lepiej. Zdarzyło mi się być takim obcym – przyjechałem do Sandomierza ze Słupska w 1971 r. Pyta pani, czy osiągnąłem zamierzone cele… Ja je przekroczyłem. To zaskoczyło mnie samego, mój optymizm nie sięgał aż tak daleko.

Codzienna praca i obcowanie z krzemieniem pasiastym doprowadziły do tego, że stał się naszym narodowym klejnotem. Służby dyplomatyczne używają go jako prezentu dla delegacji z innych krajów. Mój Sandomierz w roku 2007 przyjął nazwę „Światowa stolica krzemienia pasiastego”. Tu rozwijają się pracownie obróbki krzemienia i oprawy w gustowną biżuterię. Kamień ten stał się oficjalną marką miasta.

Biżuteria z krzemieniem pasiastym jest niemal synonimem pana nazwiska. To dzięki panu o krzemieniu usłyszano nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Dzięki pana pracy krzemień określany jest mianem polskiego diamentu, a Sandomierz stał się „Światową stolicą krzemienia”. Czym dla pana dzisiaj jest biżuteria z krzemieniem pasiastym? Jak widzi pan przyszłość tego kamienia w biżuterii? Czy coś jeszcze zostało do zrobienia?

Był czas, że krzemień pasiasty był łączony tylko ze mną, a w moim założeniu było, aby był on wyróżnikiem polskości w biżuterii. Starałem się zachęcać polskich twórców, aby mentalnie zbliżyli się do czegoś, co wyjątkowo jest nasze. Temu celowi służyły warsztaty złotnicze, które powstały z mojej inicjatywy. Prowadziliśmy je wspólnie, moja galeria i Muzeum Zamkowe w Sandomierzu. Cały cykl warsztatów trwał piętnaście lat, uczestniczyło w nich ok. 85 artystów. Plonem warsztatów jest – pozostająca w zbiorach tego muzeum – jedyna w świecie kolekcja „Krzemień pasiasty w biżuterii i obiektach sztuki”. Zbiór zawiera ok. 300 obiektów, wystawa jest stałą ekspozycją w tej przestrzeni. Czym jest dziś ta biżuteria? Oczywiście jest biżuterią polską.

Moje kolejne kroki zmierzają do zapewnienia kamieniowi prawnej (patentowej) wyłączności tylko do polskiej biżuterii. Podnoszę problem, budzę świadomość konieczności ochrony, ale ze względu na mój wiek i niezbyt długą perspektywę – zostawiam to dużo młodszym. Zabiegam również, aby nie nazywano krzemienia pasiastego polskim diamentem, bo nieuchronnie staje mi przed oczyma obraz: dwóch szlifierzy w Amsterdamie, jeden drugiemu pokazuje krzemień pasiasty ze słowami „Patrz, to polski diament” i obaj kucają ze śmiechu! Proponuję – i to się przyjmuje – używać nazwy „kamień rzadszy niż diament”. Pojęciowo dotykamy diamentu, a mówimy prawdę, bo diamenty występują w wielu miejscach globu, a krzemień w jednym.

We wrześniu w Sandomierzu z okazji 50-lecia wykorzystania krzemienia pasiastego w biżuterii odbyła się konferencja mu poświęcona. Brali w niej udział najwybitniejsi polscy złotnicy, profesorowie akademii sztuk pięknych, gemmolodzy i miłośnicy krzemienia. Jakie wnioski płyną z ich przemyśleń?

Tak, 9 września w Sandomierzu podczas corocznego Festiwalu Krzemienia Pasiastego wśród wielu imprez kierowanych do różnych grup społecznych odbyła się konferencja naukowa pt. „50 lat krzemienia pasiastego w biżuterii”. Zaszczycili ją swą obecnością i referatami luminarze nauki, sztuki i praktyki około biżuterii i krzemienia pasiastego. Zależało nam na tym, aby zebrać materiały, które kiedyś będą rzetelnym źródłem cytatów.

Jubileusz skłania do podsumowań, ale także pozwala na zastanowienie się nad przyszłością. Dlatego też chciałabym poznać pana plany na najbliższy czas. Czym chce pan zaskoczyć swoich odbiorców?

Pyta pani o plany na przyszłość – oczywiście codzienność z ukochanym kamieniem, mimo lat głowa pełna niezrealizowanych projektów, a ile zdążę?

I na koniec – czy gdyby mógł pan cofnąć się w czasie, ponownie związałby pan swoje życie z krzemieniem i ziemią sandomierską? Czy poszedłby pan w innym kierunku poszukiwań twórczych?

Cofając projekcje mego życia, pewny jestem, że zacząłbym od nowa…

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Marta Andrzejczak

Motorem biznesu zawsze była, jest i będzie moda

Rozmowa z Marcinem Tymińskim,
prezesem Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych

pj-052022a-740489-310701

Sytuacja na rynku biżuterii autorskiej w Polsce jest trudna. Pandemia, wojna w Ukrainie, zmiany w prawie, kryzys energetyczny spowodowały, że twórcom coraz trudniej znaleźć odbiorców dla swojej sztuki. Jakie działania podejmuje Stowarzyszenie Twórców Form Złotniczych, którego jest pan prezesem, aby pomóc polskim artystom złotnikom?

Zacznę od skomentowania i drobnego sprostowania powszechnego wyobrażenia o STFZ. Stowarzyszenie ma w swym statucie zapis, że jest zrzeszeniem artystów złotników i ma na celu nie tyle opiekę nad interesami i biznesem poszczególnych artystów, ile ich promocję poprzez wystawy, konkursy czy prezentacje. Oczywiście staram się o preferencyjne traktowanie naszej grupy m.in. na imprezach targowych, podstawowa korzyść z członkostwa w skądinąd elitarnej grupie twórców. Jestem prezesem STFZ od 12 lat i od samego początku staram się dbać głównie o tego typu działania. Odnosząc się stricte do tematu biznesowego, nietrudno nie stwierdzić, że przez ostatnie lata cały czas towarzyszą nam różne napięcia, mniejsze i większe niepokoje i kryzysy społeczno- gospodarczo-polityczne, wręcz nie nadążamy za bieżącymi wydarzeniami.

pj-052022a-913320-999147

W tym kontekście często słyszę, że te wszystkie zewnętrzne okoliczności, niektórzy mówią nawet o plagach, stanowią główny powód niepowodzeń. Natomiast z moich obserwacji wynika, że nie są to jedyne powody, w każdym razie nie bezpośrednie. Skłaniam się raczej do opinii, że w dużym stopniu przyczyna leży w nas samych. Świat bardzo przyspieszył, a wielu z nas po prostu nie zdążyło wsiąść do tego pędzącego pociągu. Pojawiły się nowe technologie, nowe narzędzia i materiały, a także inni klienci, oczekujący czegoś odświeżonego, którzy nie są już zainteresowani koralami i wzorami sprzed kilkudziesięciu lat.

Moda na vintage jest bardzo wybiórcza, współczesność nie czerpie z niej absolutnie wszystkiego i nie przenosi jeden do jednego do tu i teraz. Ostatni rok pokazuje tę tendencję na przykładzie mody na perły – naszyjniki z pereł są dziś noszone przez nastoletnich i dwudziestoletnich chłopców. Motorem biznesu zawsze była, jest i będzie moda i bieżące trendy przez nią wyznaczane. To ona kształtuje i napędza klientów, a właściwie decyduje o tym, co się aktualnie sprzeda. Na szczęście trendy modowe nie są zjawiskiem globalnym – co innego kupują Chińczycy, co innego Amerykanie, co innego dominuje w Europie.

pj-052022a-623236-845664

Natomiast to, co łączy tych wszystkich odbiorców mody, to wspólna technologia i kanały komunikacji. Cały świat biznesu, a także muzea, galerie czy przeróżne targi branżowe, oprócz podjętych prób rozwiązań hybrydowych, stawiają na internetowe platformy zakupowe. Umożliwił to jednoczesny rozwój firm transportowych, kurierskich i ubezpieczeniowych – tego typu usługi stały się na tyle tanie i powszechne, że skłania to do korzystania z nich.

Jak ocenia pan zmiany, które dokonały się w ostatnim czasie na rynku biżuterii autorskiej? Faktem niezaprzeczalnym i ponadczasowym

wyznacznikiem jest to, że klient chce wydawać pieniądze na przedmioty dobrze zaprojektowane i perfekcyjnie wykonane. I tak, jak dla wielu artystów jest to szansa, to paradoksalnie dla równie licznej grupy – wręcz odwrotnie. Oprócz tego muszę też wspomnieć o starszym pokoleniu, które nie zawsze może dotrzymać kroku i podążać za nowinkami technologicznymi, a mimo to utrzymuje swoją bazę wieloletnich klientów, którzy przede wszystkim doceniają jakość pracy, rzemiosło i doświadczenie, które w tym przypadku zwykle się bronią.

W kontekście techniczno-technologicznym młodym twórcom jest łatwiej, mają łatwość poruszania się w wirtualnym świecie, zaprojektowane przez nich przedmioty bywają fantastyczne, niekiedy są w tym mistrzami i wizjonerami. Dla młodych programy graficzne i drukarki nie mają tajemnic. Często jednak brakuje im umiejętności, a ich biżuterii jeszcze dość daleko do doskonałości. Cała branża niestety pokoleniowo mocno się zestarzała, młodych i rokujących jest coraz mniej.

Być może też dlatego, że w tym zawodzie brak jest perspektyw na bycie zamożnym i popularnym niczym medialni celebryci. Co więcej, złotnictwo to, wbrew pozorom, bardzo wymagające rzemiosło, często krew, pot i łzy, dosłownie. O odciskach na poparzonych od polerki palcach czy poprzecinanych piłką włosową opuszkach mało kto wie, publiczność kojarzy ten zawód z elegancją i delikatnością.

Jakie, pana zdaniem, działania powinni podjąć artyści, aby w pełni wykorzystać szansę cyfrowej rewolucji w branży jubilerskiej?

Pyta pani, co mógłbym poradzić? Według mnie nie ma uniwersalnej recepty. Każdy z nas ma inną konstrukcję, inne potrzeby i oczekiwania. Ale to, co wiem na pewno, to fakt, że nie można obrazić się na świat i zamknąć na niego – na technologie, mody czy odmienionych klientów. Ale także na współpracę z młodszym pokoleniem, obeznanym z siecią internetową i technologiami. Sprzedaż przez internet jest bliżej, niż myślimy, właściwie już zdominowała rynek. A to, nad czym poza tym powinniśmy pracować, jeśli chcemy się utrzymać na powierzchni, to dbanie o własne marki, o jakość i wyjątkowość, które nas cechują i które mamy jeszcze z dawnych czasów! Ponadto trzeba mieć świadomość, że przyszłością jest praca w zespole. Współcześnie coraz mniej jest miejsca dla artystów, którzy robią wszystko sami – wymyślają, wykonują i do tego jeszcze sprzedają na targach, których zresztą jest coraz mniej.

Wzorem musi być dobrze prosperujące przedsiębiorstwo, niezależnie od branży, które zatrudnia wyspecjalizowanych pracowników. Sam, poza zajmowaniem się biżuterią autorską, jako projektant współpracuję z firmą oferującą naturalne diamenty kolorowe, ale też bezbarwne. Uważam, że łączenie się w imię dobrego designu z tego typu przedsięwzięciami to kierunek na przyszłość. Jako twórca kojarzony z dosyć specyficznym materiałem, jakim jest polimer, nie stronię jednocześnie od platyny, złota, bursztynu czy właśnie od wspomnianych diamentów.

Na najbliższy czas planuję jeszcze bardziej zacieśnić taką współpracę i obecnie przygotowuję się do czegoś dużego i naprawdę znaczącego, mam nadzieję, że znajdzie to także swoje miejsce w Polsce. Kończąc, podsumuję słowami, abyśmy nie bali się nowego, bo to i tak przyjdzie, i tak nas dosięgnie. Od nas zależy, gdzie się wtedy znajdziemy…

Dziękuję za rozmowę. 

Rozmawiała Marta Andrzejczak