Artykuły z działu

Przeglądasz dział DOBRE BO POLSKIE (id:55)
w numerze 01/2014 (id:128)

Ilość artykułów w dziale: 1

pj-2014-01-01

Sztuka blaszana, kuta i klepana

Rozmowa z Patrykiem Nieczarem-Nieczarowskim, artystą, który w swojej pracy łączy klasyczną rzeźbę i starożytne techniki korpusowe. Dla którego płatnerstwo to nie tylko rzemiosło o historyczno-militarnym charakterze, ale też dyscyplina rzeźbiarska, stanowiąca doskonałe medium artystycznej wypowiedzi.

pj-2014-01-25

Polski Jubiler: Jakby pan się opisał, kim pan jest i skąd pochodzi?

Patryk Nieczar Nieczarowski: Pochodzę z Dolnego Śląska. Urodziłem się w Świdnicy gdzie ukończyłem liceum ogólnokształcące o profilu plastycznym. Dorastałem jednak w Strzegomiu, mieście znanym z przemysłu kamieniarskiego. Obecnie mieszkam w Rogoźnicy, nieopodal Strzegomia. W pobliżu tej miejscowości znajduje się muzeum obozu koncentracyjnego „Gross Rosen”. Z wykształcenia jestem rzeźbiarzem. Ukończyłem wrocławską ASP . Na co dzień zajmuję się szeroko pojętą metaloplastyką – w szczególnym zakresie płatnerstwem. Wykonując repliki dawnego uzbrojenia ochronnego, w głównej mierze hełmów. W dawnych czasach płatnerza wyspecjalizowanego w wytwarzaniu hełmów nazywano „galeatorem” (łac. galea – hełm) , dlatego lubię czasem też tak siebie nazywać.

pj-2014-01-26 Jak scharakteryzowałby pan swoją sztukę?

Cóż… najprościej mógłbym ją określić mianem „blaszana, kuta i klepana”.

Co sprawiło, że zaczął pan tworzyć w tak niecodzienny sposób?

pj-2014-01-28Skusiła mnie do tego ciekawość i chęć sprawdzenia samego siebie. Zawsze podziwiałem dzieła dawnych płatnerzy i złotników. Niejednokrotnie zastanawiałem się nad samym procesem wytwarzania. Postanowiłem samemu spróbować. . . w końcu „nie święci garnki lepią”.

Skąd wzięło się u pana zainteresowanie sztuką dawną?

Historią sztuki zacząłem interesować się jeszcze w liceum. Było to poniekąd spowodowane chęcią zaimponowania pewnej dziewczynie, która bardzo mi się podobała. Oboje braliśmy udział w olimpiadach z zakresu historii sztuki. To była zawzięta rywalizacja, ale zwieńczona wspólnym sukcesem – Dominika jest obecnie moją żoną. Z końcem liceum kierunek moich zainteresowań skoncentrował się na kulturze dawnych ludów Europy: Celtów, Germanów, Wikingów i Słowian. Szczególnie w aspekcie mitologii i wierzeń. Później skupiłem się głównie na Słowiańszczyźnie okresu wczesnego średniowiecza, również w obszarze kultury materialnej. Wskutek czego związałem się z ruchem rekonstrukcji historycznej. Niedługo później rozpoczęła się moja przygoda z płatnerstwem.

Kiedy postanowił pan zostać artystą i wyrażać siebie przy pomocy rzeźby tworzonej przy zastosowaniu technik wspólnych płatnerstwu i złotnictwu?

Wydaje mi się, że artystą nie można zostać. Albo się „to” ma, albo nie. Potrzeba wyrażania się za pomocą języka plastyki pojawiła się u mnie już w wieku dziecięcym.

Zawsze lubiłem rysować. Najwcześniejsze inspiracje pochodziły z telewizji. Oglądałem np. „Sondę” albo „Z kamerą wśród zwierząt”, a następnie przenosiłem swoje obserwacje na papier. Później była szkoła, liceum i studia – cały czas w kierunku plastyki. Potrzeba tworzenia rzeźb z zastosowaniem technik płatnersko-złotniczych wynikała z pewnego zawodowego niedosytu… być może nieco głośniej odezwał się we mnie głos artysty. Do pewnego momentu moja praca skupiała się jedynie na wykonywaniu replik w oparciu o źródła archeologiczne i ikonograficzne. To wspaniałe zajęcie, dające ogromną satysfakcję, ale polega ono w głównej mierze na odtwórstwie. Ten sam zabytek hełmu może w podobny sposób wykonać wielu płatnerzy… a ja potrzebowałem czegoś więcej. Czegoś co będzie kojarzone tylko z moją osobą, jako płatnerza i rzeźbiarza. Bóg daje człowiekowi talent, a diabeł obsypuje go szczyptą próżności… i to jest przepis na artystę.

Jaki materiał jest pana ulubionym i dlaczego?

Z pewnością jest nim blacha. Najczęściej stalowa, mosiężna lub miedziana, choć wykorzystuję również inne metale i ich stopy. Blacha zawsze jest taka sama, na początku płaska i pusta, ale odpowiednie zabiegi potrafią zmienić ją w przestrzenną formę. Najbardziej lubię pracować w miedzi. To bardzo „żywy” metal, dający się stosunkowo łatwo kształtować. Uważam, że miedź jest najpiękniejsza. Nie na darmo starożytni łączyli miedź z Afrodytą.

Czy mógłby pan podzielić się z naszymi czytelnikami swoim warsztatem – w jaki sposób powstają pana dzieła?

Praca nad każdą rzeźbą rozpoczyna się od glinianego modelu, który potem utrwalam w gipsie lub żywicy syntetycznej. To jest baza do pracy z blachą, którą kształtuję w różnoraki sposób. Stosuję cały wachlarz technik płatnersko- złotniczych, z których najważniejszą jest tzw. raising (z ang. podnoszenie). To jedna z najstarszych technik metaloplastycznych. Polega na formowaniu z kawałków blachy form przestrzennych bez cięć i łączeń, przy zastosowaniu różnego typu klepadeł i młotków. Oprócz tego stosuję różne odmiany klasycznego repusu i trybowania oraz różne techniki wykończeniowe (mechaniczne, ogniowe, chemiczne).

Co w procesie tworzenia sprawia panu najwięcej satysfakcji, a jaką część pracy najmniej pan lubi?

Myślę, że najbardziej fascynuje mnie sam raising. Ta technika graniczy niemal z alchemią. To niesamowite widzieć, jak z płaskiej blachy wyłania się przestrzenna forma, np. twarz. Wymaga to oczywiście ogromnej cierpliwości i to jest minus. Tu, niestety, nie da się niczego zrobić szybko. Każde posunięcie musi być dobrze zaplanowane, w przeciwnym razie nietrudno o błędy. Lepiąc w glinie czy kując w kamieniu kształtuje się formę w trzech wymiarach. Pracując w blasze, dochodzą nam dodatkowe dwa – grubość i twardość obrabianego materiału. Niedostatek grubości może nam uniemożliwić osiągnięcie planowanego efektu albo spowodować przerwanie materiału. Podobnie jeśli w porę nie zmiękczymy blachy poprzez wyżarzanie możemy doprowadzić do jej pęknięcia i całą pracę trzeba będzie rozpocząć od nowa.

Skąd czerpie pan inspirację ?

Głównym źródłem inspiracji była dla mnie i jest archeologia. Wynika to zresztą bezpośrednio z mojej pracy rekonstruktora. Zabytki to nieprzebrana skarbnica natchnienia szczególnie te starożytne. Sztuka Bliskiego Wschodu, Egiptu, Grecji, Rzymu czy Zakaukazia jest moim podstawowym obszarem poszukiwań. Idea maski portretowej interesuje mnie najbardziej, a starożytność obfituje w podobne artefakty. Wystarczy choćby wspomnieć złote maski z Myken czy z grobowca Tutanchamona. Wyjątkową fascynacją darzę maski stanowiące element hełmu (tzw. hełmy twarzowe). Najpiękniejsze egzemplarze tego typu osłon głowy pochodzą z czasów imperialno-rzymskich i kojarzone są igrzyskami kawaleryjskimi hippika gymnasia. To właśnie te hełmy skłoniły mnie do twórczych eksperymentów wykorzystania użytkowej formy hełmu jako medium dla ukazania portretu.

Jakie ma pan plany na przyszłość?

Przede wszystkim chciałbym doprowadzić do końca wszystkie rozpoczęte projekty rzeźbiarskie. Obecnie tworzę kolejny portret cyklu „Raised Stars” przy współpracy z artystką, której personaliów nie mogę jeszcze zdradzić. Poza tym mam całą masę nowych pomysłów i niestety ograniczone możliwości czasowe. Myślę jednak, że sobie poradzę i niebawem, będę mógł zaprosić na kolejną wystawę.

Dziękuję za rozmowę.