Artykuły z działu

Przeglądasz dział RYNEK (id:45)
w numerze 01-02/2009 (id:74)

Ilość artykułów w dziale: 3

Euro – konsekwencje wprowadzenia wspólnej waluty

Od chwili wprowadzania euro w formie gotówkowej waluta ta ciągle budzi emocje. Od euforii wśród euroentuzjastów do uzasadnionych obaw eurosceptyków. Od 1 stycznia 2009 r. do strefy euro weszła Słowacja, stając się 16. członkiem eurolandu. Jest pierwszym krajem w naszej części Europy, który ma wspólną walutę. Zmiana w kraju naszego południowego sąsiada spowodowała, że dyskusja dotycząca zagrożeń i korzyści wynikających z wprowadzenia wspólnej waluty rozgorzała w Polsce na nowo

W opinii większości ekspertów w bilansie zysków i kosztów, jakie niesie ze sobą wspólna waluta, przeważają korzyści wynikające z wprowadzenia euro. Najważniejsze z nich to: eliminacja ryzyka kursowego, niższe koszty transakcyjne, ułatwienia dla przedsiębiorców, zwiększenie przejrzystości cen i ich wyrównywanie.


Euro a przedsiębiorcy

Z punktu widzenia przedsiębiorstwa uprości to i przyspieszy wiele spraw. Obecnie handel ze strefą euro wiąże się z koniecznością przeliczania euro na złote i odwrotnie. Gdy na przykład polski przedsiębiorca sprzedaje coś zagranicznemu kontrahentowi i ustala cenę w euro, nie może być pewnym tego, ile otrzyma za sprzedany przez siebie towar w momencie wymiany na złote. Przykładowo, umocnienie (aprecjacja) polskiej waluty z 4,20 do 4,00 złotych za euro spowoduje, że nasz przedsiębiorca otrzymując 10 tys. euro za sprzedane towary, dostanie nie 42 tys. złotych, a 2 tys. mniej, bo tylko 40 tys. złotych. Z kolei w sytuacji osłabienia polskiej waluty (deprecjacji) z 4,20 do 4,40 złotych za euro, przedsiębiorca, który miałby zapłacić 10 tys. euro za sprowadzone przez siebie towary, zapłaci za nie w złotówkach nie 42 tys. a 44 tys.
Istotne wahania kursu mogą powodować, że uzyskane przez firmę przychody ze sprzedaży będą niższe niż planowane, a koszty wyższe. Utrudnia to planowanie i prowadzenie działalności gospodarczej i zwiększa związane z nią ryzyko, które w przypadku współpracy z partnerami zagranicznymi i tak jest często relatywnie wysokie.


Dobre strony euro

W sytuacji, gdy polskie firmy oraz indywidualni konsumenci uczestniczą w obrocie handlowym z zagranicą, wymierną korzyścią posługiwania się wspólną walutą będzie wyeliminowanie kosztów transakcyjnych. Dla większości z nas najbardziej widocznym kosztem tego rodzaju jest marża pobierana przez bank, stanowiąca różnicę między kursem kupna i sprzedaży walut. Jeśli kupujemy 100 euro po kursie 4,00 zł za euro, musimy za nie zapłacić 400 zł, gdy sprzedajemy 100 euro po kursie 3,90 zł za euro, dostaniemy 390 zł. Te przykładowe 10 zł, stanowiące obecnie bezpośredni koszt wymiany walut, nie będzie już nas obciążać po wejściu do unii monetarnej.

Wspomniane bezpośrednie efekty przystąpienia Polski do strefy euro, eliminując ryzyko strat w wyniku niekorzystnych zmian kursów walutowych, powinny zwiększyć swobodę i dynamikę działalności gospodarczej, sprzyjając podejmowaniu długoterminowych decyzji ekonomicznych. Eliminacja ryzyka kursowego powinna prowadzić do ożywienia wymiany handlowej. Rozwój handlu sprzyja osiągnięciu korzyści wynikających ze specjalizacji oraz zwiększeniu skali produkcji. Handel przyczynia się również do rozprzestrzeniania wiedzy i nowych technologii. Wydaje się zatem, że czynniki te zwiększą makroekonomiczną stabilność i wiarygodność Polski. A ułatwiony dostęp do różnorodnych źródeł finansowania działalności będzie istotnym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi.

Nie wszystko złoto, co się świeci
W tym miejscu eurosceptycy podnoszą argument, że podstawowym kosztem przyjęcia wspólnej waluty jest utrata samodzielności w prowadzeniu polityki kursowej i pieniężnej. Dyskusjom o wprowadzeniu euro w Polsce towarzyszy też silna obawa przed wzrostem cen towarów i usług.
Polityka pieniężna w Polsce koncentruje się na sytuacji naszego kraju, a nie całej strefy euro. Głównym instrumentem oddziaływania na rynek jest polityka stóp procentowych – wzrost stóp procentowych ma przeciwdziałać wystąpieniu nadmiernej inflacji, natomiast celem obniżania stóp procentowych, przy braku zagrożeń inflacyjnych, jest przeciwdziałanie spowolnieniu gospodarczemu. I właśnie teraz, w obliczu nadchodzącego kryzysu gospodarczego, z takimi decyzjami Rady Polityki Pieniężnej mamy do czynienia.


Euro a jubilerzy

Prowadzona w sposób autonomiczny polityka kursowa pozwala na ograniczenie czy też łagodzenie negatywnych skutków nieoczekiwanych zdarzeń gospodarczych. Zmniejszenie zagranicznego popytu na polskie produkty ogranicza również zapotrzebowanie na polską walutę, a to z kolei powoduje spadek wartości (deprecjację) złotego. Dzięki temu polscy producenci mogą obniżyć cenę swoich towarów w euro, co umożliwi im zwiększenie sprzedaży za granicą, a tym samym częściowo zrekompensuje początkowy spadek sprzedaży.

Tak więc, przy założeniu że sytuacja ekonomiczno-finansowa państwa jest stabilna i wiarygodna, osłabienie waluty narodowej może poprawiać konkurencyjność gospodarki.
Zilustrujmy to na przykładzie firmy produkującej np. zegarki. Producent sprzedawał je za granicą po 200 euro przy kursie 4 zł za euro, a więc za każdy sprzedany zegarek otrzymywał 800 zł. W wyniku załamania się popytu sprzedaż zegarków spadła, a kurs złotego uległ osłabieniu do 4,30 zł za euro.

W tej sytuacji sprzedający może sobie pozwolić na obniżenie ceny zegarka do ok. 186 euro i nadal będzie otrzymywał 800 zł (186 x 4,30 daje w przybliżeniu 800 zł). Spadek ceny polskich zegarków może spowodować ponowny wzrost ich sprzedaży za granicą a tym samym zwiększenie ich produkcji w kraju. Należy jednak zwrócić uwagę, że płynny kurs złotego może być także źródłem zaburzeń w gospodarce. W warunkach swobodnego przepływu kapitałów coraz większy wpływ na kształtowanie się kursów walut mają obroty finansowe niezwiązane ze sferą realną (w szczególności niezwiązane z wymianą handlową). Aprecjacja złotego może być spowodowana napływem kapitału zagranicznego od inwestorów zainteresowanych zakupem polskich akcji czy obligacji.

Efektem tego może być pogorszenie konkurencyjności polskich producentów. I odwrotnie, odpływ kapitału zagranicznego może prowadzić do osłabienia polskiej waluty, a to z kolei może powodować presję inflacyjną w gospodarce przez wzrost cen towarów importowanych. Po przyjęciu euro prowadzenie niezależnej polityki monetarnej oraz korzystanie ze stabilizującej funkcji płynnego kursu złotego nie będzie już możliwe.


Nie taki diabeł straszny, jak go malują

W konsekwencji możemy zadać pytanie, czy polityka Europejskiego Banku Centralnego będzie odpowiednia dla naszego kraju? Czy będzie umożliwiała łagodzenie zmian produkcji i zatrudnienia? Czy będzie właściwa dla łagodzenia skutków wstrząsów gospodarczych? Nie ma jednej słusznej odpowiedzi na powyższe pytania.
Z całą pewnością można powiedzieć, że wprowadzenie wspólnej waluty zwiększy przejrzystość cen tych samych towarów na rynku europejskim.

Przed wprowadzeniem euro występowały duże różnice między cenami w różnych krajach. Wspólna waluta powoduje, że różnice cenowe na dane towary i usługi oraz różnice płac występujące pomiędzy różnymi krajami stają się bardziej wyraziste, a to z kolei powoduje wzrost konkurencji na tych rynkach. Wprowadzenie euro będzie oznaczać większą integrację Polski z rynkami innych krajów strefy.
Podobnie jak większość przedsiębiorstw w Polsce, tak i przedstawiciele branży jubilerskiej będą musieli indywidualnie sporządzić rachunek korzyści i kosztów przyjęcia wspólnej waluty.

I w każdym przypadku będzie to ocena wynikająca z konkretnej sytuacji, w jakiej znajduje się firma. Inaczej perspektywy rozwoju oceniać będzie właściciel małego sklepu lub warsztatu jubilerskiego korzystający z krajowych surowców i materiałów i produkujący na użytek krajowego odbiorcy. Inaczej zaś – duże firmy sieciowe już teraz prowadzące szeroką wymianę handlową z zagranicą, których rozliczenia finansowe w znaczącym stopniu przeprowadzane są w walutach innych niż złoty polski.

Ekspansja na Zachód

Coraz częściej sklepy jubilerskie sprzedają w swoich punktach biżuterię pochodzącą z importu, ponieważ jest ona znacznie tańsza od tej, wyprodukowanej w Polsce. Natomiast polscy producenci nie mogąc znaleźć odbiorców na miejscu, są zmuszeni szukać rynku poza granicami kraju

Kierunkiem, który obrali polscy eksporterzy, jest przede wszystkim terytorium Unii Europejskiej. Jako obywatele należący do wspólnoty, Polacy mogą bez żadnych ograniczeń przewozić swoje wyroby i wstawiać je w sklepach jubilerskich na terenie całej Unii. W dobie kryzysu polscy producenci szukają miejsca, w którym mogliby sprzedać swoje wytwory. Niestety, znalezienie odbiorców za naszą zachodnią granicą jest teraz coraz trudniejsze. Problemem jest kryzys gospodarczy, który powoli zaczął odciskać swoje piętno na rynku jubilerskim, ale także nieuczciwa konkurencja, jaką polskim producentom robią chińscy importerzy.

Wygrać z chińską biżuterią

Starcie polskich producentów z chińskimi kończy się zazwyczaj klęską naszej rodzimej biżuterii. Chińscy producenci sprzedają swoje towary znacznie poniżej kosztów produkcji, które ponoszone są w naszym kraju. Ich biżuteria i półfabrykaty nie są najwyższej jakości, ale mają znaczną przewagę cenową nad towarami polskimi. Chińczycy dzięki systematycznej i powolnej ekspansji swojej biżuterii na rynek europejski zdominowali go i spowodowali, że polskim eksporterom coraz trudniej znaleźć odbiorców na swoje produkty. Mimo że polskie srebro i bursztyn mają na rynku opinię najlepszych na świecie, to magia ceny, niestety, działa na niekorzyść polskich produktów. Obecnie dla przeciętnych odbiorców liczy się przede wszystkim cena. A w tym przypadku bardzo trudno wygrać z Chińczykami. Sytuacja zaczyna przypominać błędne koło. Do niedawna polscy producenci wysyłali swoje towary na terytorium Unii Europejskiej i w ten sposób zapewniali sobie istnienie na rynku. Większość polskich firm sprzedawała swoje produkty poza granice kraju, ponieważ na polskim rynku zaczęły dominować półfabrykaty z Chin. Teraz nie tylko w Polsce wytwórcy muszą konkurować z azjatyckim potentatem.


Agresywna kampania

Wyjściem dla polskich producentów jest bardzo agresywne zaatakowanie zachodnich rynków. Można to osiągnąć przez uczestnictwo w targach jubilerskich organizowanych w krajach Unii, szczególnie największych – Inhorgenta Europe 2009, które odbędą się pod koniec lutego w Monachium. Polskie Ministerstwo Gospodarki ma specjalne subwencje na pomoc w rozbudowaniu sieci odbiorców polskich towarów. Można ubiegać się o zwrot kosztów poniesionych na wyjazd na targi, podczas których nawiązało się wiele kontaktów handlowych. Szansą dla polskich producentów jest promowanie swoich towarów za granicą jako towarów najwyższej jakości, których cena jest oznaką jakości. Klientów na zachodnich rynkach można poszukiwać także osobiście i rozsyłać swoją ofertę indywidualnym odbiorcom. Znacznie lepiej jednak nawiązać wiele kontaktów handlowych podczas międzynarodowych targów i tam sprzedawać swoje produkty dużym podmiotom.


Kierunek Europa

Z danych spływających z rynku wynika, że najwięcej polskiego srebra wysyłamy do Wielkiej Brytanii, gdzie znajduje się bardzo duży rynek zbytu. – Moimi odbiorcami są sklepy oraz hurtownie na terenie Wielkiej Brytanii. Eksportuję około siedmiu kilogramów srebra miesięcznie i obserwujemy tendencję wzrostową – mówi właściciel firmy dystrybucyjnej AMBREX. – Na stałe współpracuję z około 15 producentami biżuterii – kontynuuje.

Coraz więcej polskich firm dystrybucyjnych wysyła swoje produkty do Wlk. Brytanii, ale nie mniejszym powodzeniem wśród polskich eksporterów cieszą się Niemcy oraz Francja. – Staramy się wejść na rynek hiszpański, jednak jest on na razie nieprzyjazny dla polskiego srebra – mówi Krzysztof Walicki, przedstawiciel firmy Silverex. – Prowadzimy kampanię reklamową, która, mamy nadzieję, zakończy się sukcesem i znajdziemy na tym wielkim rynku odbiorców – dodaje. Mimo że sytuacja polskich eksporterów nie jest najlepsza, nie można wpadać w panikę. Eksporterzy, którzy znaleźli już swoje miejsce na zachodnich rynkach, nie narzekają na brak zamówień i nie obawiają się, że chińska biżuteria sprawi, że oni będą musieli szukać nowych odbiorców. Jednak firmy, które zamierzają teraz zająć się eksportem, muszą uzbroić się w cierpliwość i szukać odbiorców, ponieważ znalezienie swojego miejsca na rynku nie będzie zadaniem łatwym.

Trzeba także liczyć się z kosztami prowadzenia kampanii reklamowej. Jednak jest to inwestycja, która będzie się opłacać. Przeciętna firma, która wysyła swoje produkty za granicę, średnio eksportuje dziesięć kilogramów srebra i około piętnaście kilogramów bursztynu. Coraz więcej polskich firm decyduje się na eksport swoich produktów do Kanady, gdzie wartość transakcji z bursztynem szacuje się na 2,6 mln dolarów rocznie. Rynek ten nie jest popularny wśród polskich eksporterów, jednak błędem byłoby niewykorzystanie szansy, jaką oferuje. Polska dostarcza tam przede wszystkim biżuterię bursztynową oprawioną w srebro.

Wymagający klient

Polscy eksporterzy powinni skupić się na bardzo wymagającym odbiorcy. Nie mają szansy konkurować z tanią biżuterią, która zalała już europejski rynek. Powinni skupić się na klientach, którzy potrafią docenić kunszt polskich rzemieślników, którzy w produkcję biżuterii wkładają całe serce. Polska biżuteria ma szansę, nawet w dobie kryzysu, zdobyć uznanie na światowych salonach i stać się marką samą w sobie. Jednak producenci nie powinni schlebiać tanim gustom i bać się ryzyka.

Polski eksport w czasie kryzysu

Rozmowa na temat polskiego eksportu z Adamem Pstrągowskim, prezesem S&A Bursztynowa Biżuteria

Polski Jubiler: Jak ocenia pan sytuację polskiego eksportu w czasach kryzysu?

Adam Pstrągowski: Fakty wskazują na to, że oglądamy już od kilku miesięcy efekty spowolnienia popytu na nasze towary za granicą. Polski eksport stał się bardziej czuły na zmiany koniunktury na świecie, bo przez ostatnie lata zmieniła się jego struktura: eksportujemy więcej zaawansowanych technologicznie produktów. Jeszcze do niedawna dominował pogląd, że Polska w stosunkowo niewielkim stopniu odczuje skutki kryzysu. Obecnie w naszej gospodarce pojawiają się oznaki spowolnienia i coraz częstsze opinie, że spowolnienie to może być bardzo znaczne. Sytuacja, w jakiej znajduje się gospodarka polska w wyniku światowego kryzysu finansowego, jest nadzwyczajna i wymaga niestandardowych działań. Czynniki, które będą hamująco oddziaływać na polską gospodarkę, to głównie spowolnienie gospodarki na świecie, a przede wszystkim w Unii Europejskiej, gdzie trafia gros naszego eksportu, a także zacieśnienie polityki kredytowej. Z drugiej strony istnieje olbrzymia awersja banków do podejmowania ryzyka kredytowego. Choć polski sektor bankowy okazał się dotąd odporny na obecny kryzys, to polska gospodarka także odczuje jego skutki, spadnie bowiem tempo wzrostu inwestycji i wydatków Polaków na konsumpcję, a szczególnie w obszarze dóbr luksusowych, w tym biżuterii. Skutki recesji na rynkach eksportowych dla polskich przedsiębiorstw mogą być w znacznym stopniu zrównoważone przez osłabienie złotego. Wysoka cena euro i dolara istotnie zwiększyć może konkurencyjność polskich produktów, a jednocześnie wielu eksporterom pozwolić na osiągnięcie wyższych złotowych przychodów z eksportu mimo zmniejszonego wolumenu sprzedaży.

Jak radzą sobie polskie firmy w zderzeniu z chińskimi producentami?

Niskie ceny azjatyckich wyrobów działają jak magnes na klientów. Tym sposobem podupada lokalny przemysł i rośnie liczba osób bez pracy. W efekcie wzrasta również liczba ludzi o niewielkiej sile nabywczej, kierująca się podczas zakupów przede wszystkim niską ceną. Kupują więc importowane produkty, a to prowadzi do problemów kolejnych przedsiębiorstw. Rosnącemu eksportowi z Dalekiego Wchodu sprzyja rozwój hipermarketów, dyskontów itp. – sieci handlowe są nastawione na szybką sprzedaż dużej ilości towarów. Za pięć lat, kiedy Chiny staną się pełnoprawnym członkiem WTO, wszelkie obostrzenia zostaną zupełnie zniesione, zgodnie z zasadami przyjęcia Chin do tej organizacji.

Oznacza to, że wówczas nałożenie kolejnych ceł nie będzie możliwe, ponieważ zarówno Polska, jak i UE są sygnatariuszami porozumienia o wolnym handlu. Te pięć lat nasi przedsiębiorcy powinni dobrze wykorzystać na przygotowanie się do zderzenia z azjatycką konkurencją. W odniesieniu do branży jubilerskiej Chiny to konkurencja w określonym sektorze biżuterii masowej, w dużych seriach, wyrobów klasycznych, niewyrafinowanych stylistycznie. Polscy producenci muszą ukierunkować się na wzornictwo, produkty wysokiej jakości, skomplikowane produkcyjnie, a przede wszystkim ciekawe i niepowtarzalne wyroby unikatowe.

Należy pamiętać, że Polska to zagłębie posiadające swoją historię złotnictwa, dostęp do surowca bałtyckiego i nowoczesnej technologii, wyróżniające się niezwykle ciekawym wzornictwem. Wyroby ręczne, unikatowe, niepowtarzalne, coraz częściej doceniane przez konsumentów, nie mają typowych odpowiedników wśród azjatyckich produktów. Będzie to niewątpliwie okres sprawdzianu dla firm. Na rynku zostaną nieliczni, rozsądnie zarządzający, szukający konkurencyjnych rozwiązań – swojego miejsca na mapie stylistycznej, wprowadzający ciekawe linie wzornicze, wypełniające lukę, w której azjatyccy producenci nam jeszcze nie zagrażają.

Jednak sytuacja wraz z postępami globalizacji ulega komplikacji, gdyż rodzimi przedsiębiorcy w różnych branżach coraz częściej produkują w… Chinach, Indiach i innych krajach Dalekiego Wschodu. To swoista pętla na szyję samych producentów. Metoda jest na krótką metę skuteczna, jednak długofalowo prowadzi do pauperyzacji społeczeństwa, a tym samym do zmniejszenia jego siły nabywczej. Do niedawna atutem europejskiej produkcji była jakość. Tymczasem tamtejsi przedsiębiorcy cały czas inwestują w nowe technologie pozwalające podnosić jakość. To obszar, w którym musimy być czujni, na razie jesteśmy spokojni. Jak długo…? Czas pokaże.

Rozmawiała Marta Andrzejczak