Artykuły z działu

Przeglądasz dział NAGRODA POLSKIEGO JUBILERA (id:112)
w numerze 03/2017 (id:157)

Ilość artykułów w dziale: 2

pj-2017-03

Pareidolia, czyli nadawanie kształtu biżuterii

Rozmowa z Klaudią Stopą, laureatką nagrody „Polskiego Jubilera” w konkursie im. Władysława Strzemińskiego

Klaudia Stopa Urodzona 21 lutego 1992 r. w Rzeszowie, pochodzi z Głogowa Małopolskiego. W latach 2008-2012 uczennica Zespołu Szkół Plastycznych w Rzeszowie, na kierunku metaloplastyki. W roku 2012 obroniła dyplom ze specjalizacji metaloplastyka z elementami biżuterii. Od roku 2013 studentka kierunku projektowania biżuterii na Wydziale Tkaniny i Ubioru ze specjalizacją formy złotnicze oraz biżuteria w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. W roku 2016 obroniła dyplom licencjacki. Obecnie kontynuuje studia magisterskie na tejże uczelni.

pws-2017-06a-30

„Polski Jubiler”: Dlaczego właśnie biżuteria stała się dla pani medium wyrazu?

Klaudia Stopa: Moje zainteresowanie biżuterią pojawiło się podczas nauki w Liceum Plastycznym w Rzeszowie, którego jestem absolwentką. Byłam tam na kierunku metaloplastyki, która stała się początkiem mojej przygody z projektowaniem biżuterii. Stopniowo poznając warsztat, wykonywałam raczej większe przedmioty użytkowe, jednak z czasem skłaniałam się ku biżuterii. Już po pierwszym roku nauki wiedziałam, że jest to wiedza, którą chcę zgłębiać, i zaczęłam się tym bardziej interesować. Kolejnym krokiem był wybór studiów na łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, a biżuteria jako główna specjalizacja miała znaczący wpływ na moje życie. Stała się środkiem przekazu moich myśli i uczuć, jest odpowiedzią na zagadnienia, które mnie w danej chwili zainteresują.

pws-2017-06a-31

Co chce pani powiedzieć światu za pośrednictwem swojej biżuterii?

Praca z biżuterią narzuca konieczność ciągłego doskonalenia się, poznawania różnych metod, pomocnych przy jej wykonywaniu. Zgłębianie technik złotniczych, których jest tak wiele, wymaga mnóstwa czasu, samodyscypliny oraz pracy. Z jednej strony, chcę pokazać, że warto sięgnąć do wiedzy z zakresu złotnictwa, gdyż to ona jest podstawą tworzenia współczesnej, designerskiej biżuterii. Z drugiej strony – że nie należy się nigdy ograniczać do tego, co już umiemy, tylko wymagać od siebie ciągłej nauki.

pws-2017-06a-32

Jak przebiega u pani proces tworzenia?

Ponoć zawsze najgorzej jest zacząć, nieważne w jakiej dziedzinie się poruszamy i czym zajmujemy. Czasem bywa tak, że w natłoku wielu spraw, z którymi trzeba się zmierzyć na co dzień, nie potrafię zebrać myśli i skupić się nad projektem. Tym, co mi pomaga w takiej sytuacji, są inspiracje, których można doszukać się tak naprawdę we wszystkim. Są one główną sugestią, na co chcę zwrócić uwagę, projektując biżuterię. Staram się dobrze przemyśleć każdy pomysł na etapie projektu, a następnie wykorzystuję poznane techniki, by wykonać biżuterię zgodną z moimi założeniami. Przekształcenie idei w realny, użytkowy obiekt sprawia mi satysfakcję.

Skąd czerpie pani inspiracje?

Mogą to być zarówno konkretne kształty, kolory, książka czy film, jak i coś zupełnie niezmaterializowanego – wiedza, wiadomości, które posiadam, tematy, które mnie fascynują. Tak jak na przykładzie kompletu trzech brosz, wykonanych w technice emalii, inspiracją były naturalne scenerie obfitujące w przepiękne klify, które zafascynowały mnie w filmie „Poldark”. Serial jest rewelacyjnie nakręcony, a Kornwalia, w której toczy się cała akcja, jest nie tylko tłem, ale niemal dodatkowym bohaterem. Już od pierwszych scen to właśnie widoki bardzo mocno przykuły moją uwagę i postanowiłam przenieść je na formę biżuterii. Innym zjawiskiem, które chciałam wykorzystać do stworzenia kolekcji trzech wisiorów, była pareidolia. Nie każdy wie, co ono oznacza, choć często ma się z nim do czynienia. Chodzi o dopatrywanie się znanych kształtów tam, gdzie ich nie ma. Najczęstszym przykładem są chmury, które oglądającemu przypominają twarze, zwierzęta czy też różne przedmioty. Zainteresowało mnie to zjawisko, ponieważ na jego przykładzie doskonale widać, jak bardzo się różnimy od siebie, gdyż niejednokrotnie w jednym i tym samym kształcie każdy obserwator dopatrzy się czegoś zupełnie innego.

Jaki materiał jubilerski jest pani ulubionym i dlaczego?

Studiując w Akademii Sztuk Pięknych, pracuję w wielu materiałach. Chętnie eksperymentuję, gdyż jest to czas, kiedy młodzi ludzie powinni dużo obserwować i analizować, jednocześnie poszukując kierunku, którym będą podążać po studiach. Dotyczy to również materiału, z któego można wykonywać biżuterię. Nawet jeśli założymy, że dane tworzywo zachowa się tak, jak sobie to wymyśliliśmy, nie zawsze tak się dzieje. Ale do przeprowadzania takich prób jest właśnie ten czas, czas studiów. Moim ulubionym materiałem jest srebro, najbielsze z metali szlachetnych, gdyż daje mi dużo możliwości i za jego pomocą potrafię uzyskać zamierzony efekt.

Jakie ma pani plany na przyszłość?

Na chwilę obecną będę koncentrować się na dyplomie magisterskim, który będę bronić w przyszłym roku. Przede mną sporo pracy, ponieważ chcę się dobrze przygotować. Pomimo posiadania dużej wiedzy na temat obróbki i wykorzystania metali szlachetnych, wielu rzeczy jeszcze nie umiem i będę chciała zgłębić tę wiedzę. Jestem na etapie poszukiwania różnych rozwiązań technicznych, które mogłabym wykorzystać w przyszłości. Myślę, że najważniejsze jest to, że pomimo kilku lat styczności z branżą, jaką jest projektowanie biżuterii, nie znudziło mnie to. Wciąż mam ogromny zapał do pracy i motywację, która jest niezbędna do dalszego rozwoju w tym kierunku. Jestem pewna, że projektowanie i wykonywanie biżuterii jest tym, czym chcę się zajmować w przyszłości.

Gdzie można zapoznać się z pani twórczością?

Posiadam wirtualne portfolio, które uzupełniam na bieżąco. Znajduje się pod adresem: stopaklaudia.portfoliobox. net i właśnie tam można obejrzeć biżuterię oraz małe formy użytkowe mojego autorstwa.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Marta Andrzejczak

Biżuteria jest rzeźbą

Rozmowa z laureatem nagrody „Polskiego Jubilera”
Wojtkiem Wałęsą

pws-2017-06a-27

„Polski Jubiler”: Jak ocenia pan swój debiut przed szeroką publicznością na polskim rynku biżuteryjnym?

Wojtek Wałęsa: Nie jestem pewien, czy on tak naprawdę nastąpił. Jestem szczęśliwy, że zostałem zauważony i doceniony. Zwłaszcza że w zakulisowych rozmowach podczas ceremonii rozdania nagród w konkursie Strzemiński Projekt, dowiedziałem się, że moja praca wzbudziła ogromne zainteresowanie jury. Do tego stopnia, że w celu dokładniejszej oceny wyjęto ją nawet z gabloty bez mojej wiedzy. Jednak na debiut z orszakiem i fanfarami przyjdzie jeszcze czas.

Jak rozpoczęła się pana przygoda z biżuterią?

Nieco przypadkowo. Składając papiery do łódzkiej ASP, myślałem przede wszystkim o projektowaniu ubioru. Dopiero po pierwszym etapie rekrutacji dowiedziałem się, że ze względu na nierówne zainteresowanie poszczególnymi specjalnościami na wydziale jestem zobligowany do dokonania tzw. drugiego wyboru. To znaczy, że gdybym ze względu na punktację nie dostał się na listę studentów projektowania mody, ale został przyjęty na studia, będzie na mnie czekało miejsce w innej pracowni. Pod wpływem chwili padło na biżuterię. Trochę ze względu na mamę, która jest jej ogromną miłośniczką. Przyznam jednak, że moje „pożycie” z biżuterią, wbrew ostatnim wyróżnieniom, nie należy do najbardziej udanych… Jeszcze.

Czym dla pana jest biżuteria?

Tutaj zaczynają się schody. Odkąd rozpocząłem studia na ASP, wiele się w tym postrzeganiu zmieniło. Na początku myślałem, że jest to przede wszystkim produkt, który ma się podobać, aby ludzie chcieli go kupić. Wydawało mi się, że samo posiadanie dobrego smaku, którego z perspektywy czasu wcale bym już takim nie nazwał, wystarczy, żeby odnieść sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Oczywiście, będąc już jedną nogą za murami uczelni, na nowo odkrywam ten punkt widzenia, jednak sposób, w jaki to odbieram, jest już zgoła inny. Dzisiaj biżuteria wydaje mi się dużo trudniejsza. Choćby ze względu na własną ambicję, projektant nie powinien ograniczać się do dawania ludziom tego, co im się podoba.

pws-2017-06a-28

Naszym zadaniem, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, jest kształtowanie świadomości i wrażliwości odbiorcy. Korzystając z wiedzy w zakresie plastyki, mamy do tego pełne prawo, a biżuteria jest na tyle wygodną i masową formą, że szkoda byłoby nie skorzystać z tej możliwości. Tyle teorii. Jeśli chodzi natomiast o praktykę, to na razie bliżej mi do rzeźbiarza niż projektanta. Dla mnie osobiście biżuteria jest rzeźbą. Nie musi nawet służyć do noszenia.

Od konwencjonalnej rzeźby współczesnej odróżnia ją tak naprawdę jedynie skala i pietyzm wykonania, która pozwala jej nawet, jeśli przyjmuje ona formę ekspozycyjnych obiektów, oddziaływać na odbiorcę w sposób bardziej wielopłaszczyznowy. Można kontemplować ją nie tylko przez pryzmat szeroko rozumianego przekazu, ale też najzwyczajniej przez ludzkie umiłowanie dla rzeczy, które są ładne, błyszczą i wyglądają drogo. W tym sensie, w uproszczeniu, moja biżuteria jest przede wszystkim studium formy, którą można uzyskać za pomocą technik złotniczych.

pws-2017-06a-29

Jak przebiega u pana proces tworzenia?

Można go podzielić na parę etapów. Pierwszy, kiedy zaraz po otrzymaniu/ wymyśleniu tematu w głowie rodzi się ten jeden jedyny projekt. Jestem przekonany, że jest najlepszy na świecie i nic lepszego nigdy już nie stworzę. Drugi – po konsultacji tego najlepszego w życiu projektu przychodzi bolesne zderzenie z rzeczywistością, w której komuś może się on najzwyczajniej nie podobać. Trzeci etap to ten, kiedy cały czas mając w głowię wcześniejszą porażkę marketingową, staram się wyczuć, co usatysfakcjonowałoby recenzenta mojej pracy.

Wtedy rysuję i robię modele, a niektóre z nich zdają się być odpowiedzią na zupełnie inne zadania projektowe. Można powiedzieć, że jest to najlepszy etap procesu twórczego, bo często rodzą się pomysły, które później realizuję, a na które nie wpadłbym, gdyby ktoś nie zasiał ziarna wątpliwości we wcześniejszym stadium. Etap czwarty to moment powrotu. Wtedy mówię sobie, że mogę dalej próbować znaleźć inne rozwiązanie, ale często jest tak, że pierwsza myśl jest najlepsza. Piąty etap to ten, w którym dzieje się magia, bo gotowy obiekt zdobywa przychylność publiczności mimo początkowej niechęci i najczęściej ku mojemu (udawanemu) zaskoczeniu.

Skąd czerpie pan inspiracje?

Przede wszystkim obserwuję i analizuję otoczenie. Staram się nie skupiać od razu na formie i wciskaniu się w swój indywidualny styl. To wychodzi samo z siebie, z przyrodzonego poczucia estetyki, z wiedzy, z uwarunkowań społecznych i całej masy innych czynników. Zależy mi na tym, żeby póki jest na to czas i nie muszę myśleć w kategoriach w stu procentach realistycznych, dać sobie możliwość projektowania, a nie „wzorzenia”. Stąd właśnie wzięły się moje zwycięskie projekty (obok państwa nagrody w tym roku otrzymałem również Nagrodę Prezydent Miasta Łodzi – II nagrodę regulaminową; tę samą w zeszłym roku dostałem za Kapsułę do losowania pastylek. Jeden i drugi powstał w wyniku dostrzeżenia i zaprojektowania potrzeby.

Na tym właśnie, moim zdaniem, polega design. Pewnie żadna z tych prac nie nadaje się do masowej produkcji. Żadna nie jest artykułem pierwszej potrzeby, ale jedno i drugie może być drogowskazem dla ludzi, którzy dostrzegą w nich potencjał użytkowy. Prawie wszyscy, którzy mieli okazję zobaczyć moją broszę, reagowali pytaniem: co to? Za każdym razem cierpliwie odpowiadałem i widziałem, jak na twarzach moich rozmówców maluje się szczere zainteresowanie, i jest to jedno z najfajniejszych uczuć, jakich mogę doświadczyć jako przyszły projektant. Wolę wzbudzić ciekawość, niż usłyszeć tylko, że coś jest ładne. Choć oczywiście, takimi komplementami również nie pogardzę. Nie każdy ma czas na słuchanie całej filozofii przedmiotu. Reakcja estetyczna jest natychmiastowa.

Czy istnieje artysta, którego prace pan podziwia?

Jak już mówiłem, bliżej mi do rzeźbiarza, więc i mój podziw kieruję przede wszystkim w tę stronę. Szczególnie interesujące są dla mnie prace rzeźbiarzy baskijskich Eduardo Chillidy i Jorge Oteizy. Mówiłem też, że biżuteria jest dla mnie i nie tylko dla mnie formą rzeźbiarską. Wydaje mi się, a nawet wiem, że podobne podejście przyświecało prof. Helenie Kowalewicz-Wegner, inicjatorce wszelkich działań okołobiżuteryjnych na łódzkiej ASP, zwieńczonych stworzeniem Katedry Biżuterii przez prof. Andrzeja Szadkowskiego. Prace pani profesor i jej studentów szczególnie podziwiam. Stworzone w znakomitej większości w latach 60., zdumiewają ponadczasowością i innowacyjnością formy, zastosowaniem i sposobem wykorzystania materiałów, które pochodząc od przemysłu były dla niego jedynie odpadami z linii produkcyjnych. Można powiedzieć, że to właśnie wtedy, na długo przedtem, zanim na świecie nazwano to upcyclingiem, w Polsce, w Łodzi, kwitł on w najlepsze. Niestety ja sam nie czuję w sobie tzw. bluesa, żeby podjąć się działania „na odpadkach”.

Jaki materiał jubilerski jest pana ulubionym i dlaczego?

Miedź. Raczej nietypowa dla współczesnej biżuterii, ale często wykorzystywana w czasach antycznych obok srebra czy złota. Najbardziej pociąga mnie w niej kolor. Jedyny w swoim rodzaju, inny, piękny. Ponadto jest łatwa w obróbce i bardzo efektowna. Można powiedzieć, że sama gra pierwsze, drugie i trzecie skrzypce w projekcie. Nie potrzeba jej towarzystwa innych metali ani kamieni. Dla mnie, kiedy poszukuję jak najczystszej, a jednocześnie jak najciekawszej formy, jest bardzo ważne, żeby użyty materiał grał z nią w jednej drużynie. Nie każdy surowiec daje taką możliwość.

Na koniec naszej rozmowy chciałabym pana zapytać o plany na przyszłość. Czy w najbliższym czasie będziemy mogli zobaczyć pana prace na wystawach? A jeśli tak, to na jakich?

Obecnie jestem dyplomantem. Swego rodzaju tradycją stało się, że po obronie absolwenci naszej uczelni pokazują swoje kolekcje dyplomowe w Galerii YES w Poznaniu i mam nadzieję, że w tegorocznej edycji wystawy DyploMy znajdą się również moje prace.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Marta Andrzejczak